F jak Fenomen
Fenomen szwedzkiej ulicy. Tutaj jest, jak
nigdzie indziej. A ta „inność” sprawia,
że chciałoby się na tej ulicy zamieszkać. Fenomenalnym fenomenem jest to,
że każdy chce "ich" naśladować, ubierać się tak samo. Nikt inny nie potrafi tak łączyć stylów,
materiałów, kolorów. Coś, co na pierwszy rzut oka zdaję się być kompletnie nie pasującym...
ostatecznie jest idealnym połączeniem! Stare spodnie plus t-shirt z Marilyn
Monroe i do tego wysokie czerwone szpilki. Efekt końcowy... fenomenalny!
G jak Galerie Handlowe
W każdej dzielnicy jest ich kilka. W
każdej tłoczno. Dlatego bardzo ciężko
jest mieszkać w Sztokholmie i nie wpaść w zakupoholizm. Atmosferę
podgrzewają ciągłe promocje i przeceny. I
choć Sztokholm jest jednym z najdroższych miast Europy, niektóre z okazji
pozwalają na wyjście z galerii z torbą pełną skarbów za naprawdę niewielką
cenę! Ale... na pierwszy rzut oka wchodząc do galerii widać tylko
porozciągane swetry, ogromne t-shirty i dziwne spódniczki. I właśnie! Sztuką
jest znalezienie perełek i połączenie ich w
idealną całość. Szwedzi tę sztukę opanowali do perfekcji.
H jak H&M
Rodzima sieciówka, która jest znana niemal
na całym świecie. Pracują dla niej wielcy projektanci, gwiazdy showbiznesu. Ale
szlifu nabierają ci rodzimi. W
czym tkwi sukces H&M? Jest tani,
jest na każdej ulicy i jest najlepszą wizytówką tego co skandynawskie! The swedish Fashion miracle rozpoczęła
właśnie ta sieciówka. To ona zapoczątkowała lawinowo rosnącą popularność
szwedzkich marek. A czy wiecie, że to właśnie
tutaj narodziły się uwielbiane przez nas "rurki" i dżinsy z
charakterystycznymi czerwonymi szwami?
Sprzedaje się ich tutaj 15 mln par rocznie. Szwedzi kochają dżinsy.
Zatem wychodzi jakieś dwie pary na osobę. Niby nie dużo, ale co roku?
I jak Inspiracje
Te znaleźć można wszędzie. Może to być
renifer ( kochany tutaj pod każdą postacią i traktowany niczym święta krowa w
Indiach), muffinka, bo przecież idealnie nadaje się na wzór na torebkę. Może to
być ukochana przez Szwedów Abba ku
czci której, na salony powróciły spodnie
"dzwony"! A najlepsi są fani płci, tej mniej pięknej: długie włosy,
dzwony, wysokie buty koturny … No dobrze! Nie oszukujmy się – wygląda to śmiesznie! Dlatego może temat zakończmy! Faktem jest, że szwedzka moda znajduje inspiracje
wszędzie, ale przede wszystkim inspiruje
sama.
J jak "Jestem sobą"
Pierwsze
przykazanie w szwedzkim dekalogu mody: "Być sobą". To przede wszystkim
czuć się dobrze i wyglądać dobrze. Wyglądać oryginalnie, a oryginalnie to nie
musi być dziwnie. Oczywiście zdarzają się tacy, którzy na pierwszy rzut oka
wyglądają jak by dopiero co pozbyli się kaftanów bezpieczeństwa. Zdarza się
też, że oryginalnie oznacza dla niektórych wyglądać jak kloszard (nikomu nie ujmując), tyle
że z metkami z najdroższych butików. Ale
oryginalnie to także elegancko i z klasą, może to być stylowy kapelusik, słodki
sweterek albo buty, które mogłyby być czczone na domowym ołtarzyku. Szwedów nie obchodzi zupełnie, jak są
odbierani, oceniani i jak wyglądają dla innych. Najważniejsze, żeby czuli się
swobodnie i oryginalnie wedle własnego uznania.
K jak Kolor i Kontrast
Czyli,
po pierwsze musi być kolorowo. Kolory "rażące" w połączeniu z
tymi "smutnymi". Najlepiej
jakby każda część garderoby była w innym
odcieniu. A po drugie kontrast,
czyli wbrew jakimkolwiek zasadom łączymy to co kompletnie do połączenia się nie
nadaje. Marynarka retro, stylowy kapelusik i różowiutkie trampki albo dresy
z łyżwą, koszula w modnym kołnierzykiem
i szpilki. Idealnie! Kolorowo i
kontrastowo – to definicja
sztokholmskiego fashion street.
L jak Less is more
Czyli w wolnym tłumaczeniu "mniej
znaczy więcej". Tutaj liczy się
minimalizm i kreatywność. Żeby zwrócić na siebie uwagę, nie trzeba zakładać
świecących spodni, koszuli z cekinowym nadrukiem i ogromnych perłowych korali. Wystarczy jeden element, który zachwyca i
jest "wisienką na torcie". To
może być nawet opaska do włosów, ozdobne skarpety do kolan, różowa "spinka
- kwiatek" przypięta do balerinek albo stylowa bransoletka. Możesz być
cały ubrany na czarno: proste spodnie, koszula ( oczywiście okropne buty, ale
to już ustaliliśmy na początku…) i cudowne długie kolczyki z motywem truskawek!
I to jest właśnie ta umiejętność, która sprawia, że później biegam po wszystkich
galeriach w poszukiwaniu tych "cholernych ", cudownych kolczyków,
które na koniec okazują się ręcznie przerobioną bransoletką trzyletniej
siostry… Brawo! Kreatywność!
C.D.N.
Marta Czarnecka - Wojda
A w Polsce... Jak ktos sie ubierze choc troche inaczej - to wszyscy lookaja... Nie ma miejsca u nas na indywidualizm... Szkoda, tez przydaloby sie troche tolerancji.
OdpowiedzUsuńTen tekst niby taki uhihany , zabawny, ale bardzo duzo uswiadamia, pokazuej.
Podoba mi sie!
Agata
To fakt, w Polsce niestety sąsiedzka inwigilacja trwa!!! Miejsce na indywidualizm jest, ale to się wiąże z Bardzo NIEPRZYCHYLNYMI nie tylko spojrzeniami, ale i komentarzami. A do tego jest tak szaro i przewidywalnie, tak grzecznie, ale to się zmieni! Jestem tego pewna, potrzebujemy tylko troszkę więcej czasu. Ale jest coś, czego Szwedzi mogą nam pozazdrościć i co zdecydowanie jest fajniejsze u nas, ale o tym wkrótce, zapraszam i Pozdrawiam Mrówka M:)
UsuńAle czy fakt, że w Szwecji jest taka duża tolerancja co do ubrań, nie wynika z tego że jest też dużo ludzi innej narodowości, z innych krajów??? Tak mi się trochę wydaje.
UsuńTo, że u nas ludzie ubierają się mniej więcej podobnie, wydaje mi się - to kewstia tego, że nie mamy dużo cudzoziemców. Wygląd kogoś o innym kolorze skóry, nie jest jeszcze dla Polaków taki naturalny. Kiedy będzie więc ludzi z inncy krajów, automatycznie będziemy musieli być na inność bardziej otwarci.
To fakt, Sztokholm to miasto, w którym w ciągu 5 minut można spotkać wszystkie narodowości świata, są dzielnice, w których spotkanie Szweda z dziada pradziada jest niczym mission imposible:) i takie, w których krąży żart mówiący o tym kiedy przychodzi Święty Mikołaj i zamiast pytania "Czy sa tu grzeczne dzieci" pyta " Czy są tu białe dzieci". Są szkoły w których na 400 uczniów Szwedów jest 5, ale ta multikulturowość, ten szwedzki raj dla cudzoziemców staje się duzym problemem. Szwedów zaczyna to już denerwować i irytować, pojawiają się niestety rasiści, coraz prężniej działają organizacje delikatnie mówiąc "nie przepadające" za obcokrajowcami. Poza tym Szwecja stała się na tyle "wygodna" dla obcokrajowców, że przyjeżdżają tutaj już nie tyle z myślą o pracy i wysokiej pensji, ale szybko starają się zdobyć wszelkie dokumenty, magiczny "pessonumer", który otwiera wszelkie drzwi do wszelakiej pomocy materialnej, potem rodzą dzieci, które szwedzkie państwo bardzo hojnie obdarowuje i wychodzą z założenia, ze kasa im się należy, że pracować nie muszą. To jest straszne co piszę, ale tak niestety jest coraz częściej. Są tutaj pewne narodowości, które za bardzo zadomowiły się w Sztokholmie i chcą tu stworzyć swoje drugie państwo i to irytuje niesamowicie Szwedów. Bo to jest tak: ja tez jestem obca tutaj, ale skoro zdecydowałam się na mieszkanie w Sztokholmie, staram się dostosować. Nie otwieram na każdej ulicy budki z pierogami, nie przejmuje monopolu na taksówki, nie otwieram kiosków z "tylko" polskimi ubraniami, gazetam etc. etc, nie organizuję marszów promujących moje państwo i na co dzień nie chodzę ubrana w tradycyjnym stroju krakowiaka. Staram się dostosować. Niestety nie wszyscy obcokrajowcy w Sztokholmie to rozumieją i w sumie nie dziwię się Szwedom, że się wkurzają. Ale to temat rzeka, może na kolejny wpis? A co do mody. Tolerancja modowa raczej nie wynika tu z obecności obcokrajowców i ludzi o różnym kolorze skóry, bo Cu z reguły wyglądają bardzo standartowo, tak normalnie albo są ubrani w swoje tradycyjne stroje. Co najbardziej oryginalni, szaleni, Ci o których pisałam to rodowici Szwedzi... takich na szczęście rozpoznaje się tu bez problemów, długonogie blondynki i wysocy blondyni, zaczesani na bok, coraz częściej z wąsem:) Pozdrawiam Mrówka:)
OdpowiedzUsuń