...czyli niezbędny dodatek do kolorowych, pachnących i pysznych wypraw.

niedziela, 24 lutego 2013

Odważnie, na luzie i z wielkim, czerwonym reniferem - czyli Mrówka M i jej "szwedzki look" (cz. 2/3)

 
 
 
 
F jak Fenomen
      Fenomen szwedzkiej ulicy. Tutaj jest, jak nigdzie indziej. A ta „inność” sprawia, że chciałoby się na tej ulicy zamieszkać. Fenomenalnym fenomenem jest to, że każdy chce "ich" naśladować, ubierać się tak samo. Nikt inny nie potrafi tak łączyć stylów, materiałów, kolorów. Coś, co na pierwszy rzut oka  zdaję się być kompletnie nie pasującym... ostatecznie jest idealnym połączeniem! Stare spodnie plus t-shirt z Marilyn Monroe i do tego wysokie czerwone szpilki. Efekt końcowy... fenomenalny!
 
 
G jak Galerie Handlowe
      W każdej dzielnicy jest ich kilka. W każdej tłoczno. Dlatego bardzo ciężko jest mieszkać w Sztokholmie i nie wpaść w zakupoholizm. Atmosferę podgrzewają ciągłe promocje i przeceny. I choć Sztokholm jest jednym z najdroższych miast Europy, niektóre z okazji pozwalają na wyjście z galerii z torbą pełną skarbów za naprawdę niewielką cenę! Ale... na pierwszy rzut oka wchodząc do galerii widać tylko porozciągane swetry, ogromne t-shirty i dziwne spódniczki. I  właśnie! Sztuką jest znalezienie perełek i połączenie ich w  idealną całość. Szwedzi tę sztukę opanowali do perfekcji.
 
H jak H&M
     Rodzima sieciówka, która jest znana niemal na całym świecie. Pracują dla niej wielcy  projektanci, gwiazdy showbiznesu.  Ale  szlifu nabierają ci rodzimi. W czym tkwi sukces H&M? Jest tani, jest na każdej ulicy i jest najlepszą wizytówką tego co skandynawskie! The swedish Fashion miracle rozpoczęła właśnie ta sieciówka. To ona zapoczątkowała lawinowo rosnącą popularność szwedzkich marek. A czy wiecie, że to właśnie tutaj narodziły się uwielbiane przez nas "rurki" i dżinsy z charakterystycznymi czerwonymi szwami?  Sprzedaje się ich tutaj 15 mln par rocznie. Szwedzi kochają dżinsy. Zatem wychodzi jakieś dwie pary na osobę. Niby nie dużo, ale co roku?
 
I jak Inspiracje
     Te znaleźć można wszędzie. Może to być renifer ( kochany tutaj pod każdą postacią i traktowany niczym święta krowa w Indiach), muffinka, bo przecież idealnie nadaje się na wzór na torebkę. Może to być ukochana przez Szwedów Abba ku czci której,  na salony powróciły spodnie "dzwony"! A najlepsi są fani płci, tej mniej pięknej: długie włosy, dzwony, wysokie buty koturny … No dobrze! Nie oszukujmy się – wygląda to  śmiesznie! Dlatego może temat zakończmy! Faktem jest, że szwedzka moda znajduje inspiracje wszędzie, ale przede wszystkim  inspiruje sama.
 
J jak "Jestem sobą"
     Pierwsze przykazanie w szwedzkim dekalogu mody: "Być sobą". To przede wszystkim czuć się dobrze i wyglądać dobrze. Wyglądać oryginalnie, a oryginalnie to nie musi być dziwnie. Oczywiście zdarzają się tacy, którzy na pierwszy rzut oka wyglądają jak by dopiero co pozbyli się kaftanów bezpieczeństwa. Zdarza się też, że oryginalnie oznacza  dla niektórych  wyglądać jak kloszard (nikomu nie ujmując), tyle że  z metkami z najdroższych butików. Ale oryginalnie to także elegancko i z klasą, może to być stylowy kapelusik, słodki sweterek albo buty, które mogłyby być czczone na domowym ołtarzyku. Szwedów nie obchodzi zupełnie, jak są odbierani, oceniani i jak wyglądają dla innych. Najważniejsze, żeby czuli się swobodnie i oryginalnie wedle własnego uznania.
 
 
K jak Kolor i Kontrast
     Czyli, po pierwsze musi być kolorowo. Kolory "rażące" w połączeniu z tymi "smutnymi". Najlepiej jakby każda  część garderoby była w innym odcieniu. A po drugie kontrast, czyli wbrew jakimkolwiek zasadom łączymy to co kompletnie do połączenia się nie nadaje. Marynarka retro, stylowy kapelusik i różowiutkie trampki albo dresy z łyżwą,  koszula w modnym kołnierzykiem i szpilki. Idealnie! Kolorowo i kontrastowo – to  definicja sztokholmskiego fashion street.
 
L jak Less is more
      Czyli w wolnym tłumaczeniu "mniej znaczy więcej". Tutaj liczy się minimalizm i kreatywność. Żeby zwrócić na siebie uwagę, nie trzeba zakładać świecących spodni, koszuli z cekinowym nadrukiem i ogromnych perłowych korali. Wystarczy jeden element, który zachwyca i jest "wisienką na torcie". To może być nawet opaska do włosów, ozdobne skarpety do kolan, różowa "spinka - kwiatek" przypięta do balerinek albo stylowa bransoletka. Możesz być cały ubrany na czarno: proste spodnie, koszula ( oczywiście okropne buty, ale to już ustaliliśmy na początku…) i cudowne długie kolczyki z motywem truskawek! I to jest właśnie ta umiejętność, która sprawia, że później biegam po wszystkich galeriach w poszukiwaniu tych "cholernych ", cudownych kolczyków, które na koniec okazują się ręcznie przerobioną bransoletką trzyletniej siostry…  Brawo! Kreatywność!


C.D.N.


Marta Czarnecka - Wojda
 
 

poniedziałek, 18 lutego 2013

Odważnie, na luzie i z wielkim, czerwonym reniferem - czyli Mrówka M i jej "szwedzki look" (cz. 1/3)

 
 
     Będąc mrówką w wielkim mieście trzeba być trendy, żeby  jakoś się wyróżniać. Ale jak to zrobić? Zasada jest jedna - brak jakichkolwiek zasad! Szwedzki fashion street to ubieranie się tak jak Tobie jest najwygodniej. Masz ochotę wystąpić w dresie i butach na platformie - proszę bardzo, a może stary, rozciągnięty  sweter w połączeniu z super skórzanymi legginsami z popularnej sieciówki? Paradoksalnie taki "zaplanowany nieład artystyczny" to ABC szwedzkiej mody. Jak zabłysnąć i jednocześnie nie wyróżniać się z tłumu w Sztokholmie?
 
 
 
A jak Artyści
     Oj, takich błąkających w chmurach, unoszących się kilka metrów nad ziemią osobników spotykamy  średnio co 3,5 min. Większych problemów z określeniem ich profesji po ubiorze nie ma. Bo tak, wedle zasady artyści - malarze to: długie spódnice, najlepiej jakby była gdzieś rozerwana, poszarpana. Do tego idealnie pasuje rozciągnięty sweter, włosy rozczochrane, buty ...  może być bez butów i wcale nie ważne, że jedziemy metrem. Do tego koniecznie wszelkie odcienie czerni!!! To zasada numer 1. Co innego muzycy, tancerze... szaleni! Fakt, swoje umiejętności należy szlifować wszędzie i o każdej porze, w metrze, w supermarkecie, przy przejściu dla pieszych albo tuż przy królewskim pałacu. Do tego tenisówki w różnych kolorach tęczy, mogą być dwa buty inne - nie ma problemu, dres, legginsy, szorty i ... t-shirt. Szanowany artysta w Sztokholmie musi mieć porządny t-shirt. Porządny, czyli nie koniecznie wyprasowany. Może za to  być gdzieniegdzie   porwany, musi się wyróżniać! Zazwyczaj jakimś prezentowanym hasłem, w stylu "Jestem gejem", "Nie lubię Obamy". O! W cenie są wszelkiego rodzaju Marilyn Monroe, Audrey Hepburn etc., etc. Artysta po prostu ma swój świat, ale chyba w tym przypadku ci szwedzcy od polskich większego szału nie robią.
 
B jak Buty
     Powiem jedno, żeby mi płacili miliony... pozostanę przy swoich kupionych w Ojczyźnie! Oczywiście są piękne buty w Szwecji - widziałam takie dwa razy! O ile dobrze pamiętam chyba  miały znaczek  Gucci.  Natomiast to co zakładają przeciętni Szwedzi, często jest  przeokropnie!  Przeważają wymyślne kształty, koturny i potrafią wyglądać jak z przed pierwszej wojny światowej. Najgorsze jest to, że w zwykłych sklepach nie można kupić standardowo wyglądających butów. Zdaje się, że noszenie okropnie wyglądających, jest w Szwecji tradycją narodową.  Buty Szwedów zazwyczaj zupełnie nie pasują do całości, przeważnie bardzo modnego stroju.
 
C jak Ciekawość, czyli pierwszy stopień do... oryginalności
     Szwedzi są niesamowicie ciekawi świata. Wcześnie wychwytują najnowsze trendy i  bardzo szybko adaptują te panujące akurat na świecie, łącząc je z tym co "ich własne". Nie boją się nowości i eksperymentowania. Wystarczy, że tysiące kilometrów  za oceanem panuje moda na różowe t-shirty, a więc łączą je z  prasowanką z reniferem i już mamy kolejny hicior, który trzy miesiące później trafi dalej np. do Polski. Ale najważniejsze, żeby to co na wybiegach wygląda jak kompletnie nie do noszenia, przerobić na "praktyczne". W tym Szwedki są  mistrzyniami.
 
 
D jak Dolce&Gabbana, Louis i reszta „szlachty”
     Dla Polaków to niestety wciąż  temat tabu. W Szwecji na porządku dziennym są zakupy w jednej z najdroższych dzielnic miasta -  Östermalm. To tutaj zamożniejsze Szwedki robią zakupy w eleganckich butikach największych światowych projektantów. Dzielnica przez wielu nazywana snobistyczną i mimo, iż  w Szwecji "nie wypada" chwalić się i mówić o zasobności swojego portfela, a jednak... Każda "szanująca" się mieszkanka Sztokholmu w swojej szafie ma torebkę np. Louisa Vuitton'a.  I w tej dzielnicy niemal każda długonoga blondynka wygląda jakby właśnie wróciła z tygodnia mody w Paryżu. Podczas gdy jedna z dzielnic firmuje się elegancją  i klasą, w innej króluje folk, w jeszcze innej styl niczym z amerykańskich gangsterskich filmów. Bo Sztokholm to nie miasto - to styl życia. Tutaj każda dzielnica ma swój własny, odmienny sposób ubierania.
 
 
E jak ekstrawagancja
    No właśnie. Brak reguł. Odwaga. Oryginalność. Tutejszy street fashion porównuje się do tego z Tokio, bo i tutaj widząc niektóre z ulicznych kreacji mamy wrażenie jak byśmy przenieśli się w czasie, spotkali z kosmitami, albo wyszli właśnie z gali rozdania  Oscarów. Tutaj jest wszystko. Musi być ekstrawagancko, przy czym ta ekstrawagancja nie jest w żaden sposób wymuszona. Jakby była zapisana w genach. To co dla mnie jest szokiem, dla Szwedów jest praktycznością i  codziennością.  Jak to zrobić, żeby wyglądać jak z wybiegu, przy zdawałoby się - żadnym wysiłku?  Ehhh…. Szwedki wyglądają cudownie, oszałamiająco!


C.D.N.


Marta Czarnecka - Wojda
 
 
 

niedziela, 10 lutego 2013

Sprzątanie po włosku!

 
 
      Wszyscy, którzy byli kiedyś we Włoszech, zastanawiają się jak wyglądają wnętrza włoskich domów. Właściwie można je podzielić na 2 typy: wnętrza klasyczne i wnętrza nowoczesne. Wnętrza klasyczne mają zazwyczaj podłogę  z  marmuru albo granitu i duże, masywne meble z drewna. Wnętrza nowoczesne mają na podłodze płytki ceramiczne, a meble są często bardzo błyszczące, o prostej, geometrycznej formie bez żadnych ozdobników. Właściwie jedno jest przeciwieństwem drugiego. Łączy je jednak parę szczegółów…
 
 
  1. Nieskazitelny porządek, jaki można spotkać w mieszkaniu, o każdej porze dnia i nocy.
 
  1. Codziennie suszące się ubrania lub posciel, zwisające z okien i balkonów. W każdym szanującym się domu pranie robione jest  codziennie!
 
  1. Gazety wyścielające górną powierzchnie wszystkich mebli. Gazet nie widać, ale za to kurz nie osiada bezpośrednio na drewnie, które pozostaje jak nowe na długie lata. 
 
  1. Lekki zapach chloru w łazience. W większości mieszkań, ze względów higienicznych, jest  specjalna łazienka tylko dla gości. Łazienkę można myć wodą z chlorem, wodą z octem, wodą z wybielaczem, a fugi mieszanką octu i sody oczyszczonej.
 
  1. Lekki chłód w mieszkaniach zimą, około 18-20 stopni. Uważa się, że różnica temperatury między tą na zewnątrz i wewnątrz mieszkań powinna być  jak najmniejsza.
 
  1. Co najmniej pięć  koszów  na śmieci: na odpady spożywcze, na papier, na szkło, na plastik i ostatni na to, co do żadnej z tych kategorii się nie zalicza.
 
  1. Sgabuzzino, czyli specjalne, małe pomieszczenie na przyrządy służące utrzymywaniu czystości. We włoskich domach szczotki, odkurzacz, detergenty mają swój własny pokoik.
 
    8.     Firanki przymocowane do szyb na całej swojej długości, aby nie fruwały bezwolnie  
             po   pokoju   z każdym podmuchem wiatru, wprowadzając  niepotrzebnie wrażenie chaosu.
 
 
  1. Okna bez żadnych zacieków. Aby ten cel osiągnąć, myje się je kawałkami gazet, zmiętymi w kulkę, nasączonymi w alkoholu.
 
  1. Tapczany regularnie myte szmatką nasączoną roztworem wody i amoniaku.
 
  1. Piekarnik w kuchni, używany codzienne, jest myty wodą z amoniakiem. Do garnka z gorąca wodą wlewamy szklankę amoniaku, zostawiamy  w środku na noc. Na drugi dzień piekarnik myjemy ściereczką.
 
 
      Dziś można gdziekolwiek na świecie urządzić mieszkanie tak samo jak  we Włoszech. Można kupić identyczny sprzęt AGD, te same detergenty. Można co wieczór wypełnić mieszkanie zapachem świeżych zapiekanek makaronowych albo warzywnych, a co rano mocnym kawowym zapachem espresso. Można też na włoski sposób utrzymywać w nim czystość. A po kilku latach, jak już będziemy spać przytuleni do szczotki, zmieńmy  metę wakacji na jakiś  czas  :)))
 
 
 
     Marzena Mozdzierz
 
 
 
 
 

niedziela, 3 lutego 2013

Mediolan, czyli moda i uroda ( cz.2 )




DSCN2916.JPG
      (...) Oczywiście nie są to jedyne miejsca w Mediolanie gdzie można zrobić zakupy, lub po prostu nasycić oczy widokiem produktów włoskiego przemysłu odzieżowego. Sklepów jest mnóstwo i jedynie nowe osiedla pełniące funkcję "sypialni" są pod tym względem upośledzone, ale nie ma w tym nic dziwnego, gdyż o ile milej jest pobuszować w bogatej ofercie starszej części miasta... Można rzec, że Mediolan ma w swoim zanadrzu propozycje na każdy gust i na każdą kieszeń. Dla tych, którzy z racji ograniczonej ilości "środków płatniczych" nie gonią za jakością, a również chcieliby wyglądać może nie tyle elegancko, co po prostu modnie, jest mediolański Chinatown  czyli ulice Bramante i Paolo Sarpi wraz z kilkoma pomniejszymi uliczkami. Jest tam ogromna ilość sklepików i hurtowni, gdzie można kupić kolorową lecz dość tandetną odzież pochodzącą z Chin, o pretensjonalnych fasonach i krzykliwych barwach ale za to po bardzo niskich cenach. Tu jakość zdecydowanie przechodzi w ilość i wystawy są po prostu zapchane odzieżą przyciągającą wzrok, która jednak po bliższym przyjrzeniu się najczęściej pozostawia wiele do życzenia. Oczywiście, również tu można znaleźć coś interesującego, a młode Chinki, które z reguły ubierają się w tych sklepach prezentują się zupełnie ładnie i schludnie, ale być może jest to zasługa ich drobnych , zgrabnych figur i kocich twarzyczek, a nie tego, co mają na sobie.
 

DSCN2911.JPG   Osobnym rozdziałem są mediolańskie bazary. Procedura jest taka, że w każdej dzielnicy są wyznaczone ulice, które w określone dni zmyka się dla ruchu kołowego, a na jezdni handlujący rozkładają swoje stoiska. W Mediolanie każdego dnia odbywa się kilka tego rodzaju targów, w różnych punktach miasta, niektóre z nich są naprawdę ogromne i cieszą się wielką popularnością, a ich oferta jest bardzo bogata i różnorodna. Oprócz tandetnej, czasem używanej odzieży za przysłowiowy grosik, są tu zupełnie przyzwoite włoskie produkty, a także stoiska, gdzie za cenę 5 lub 10 euro można kupić nową markową odzież pochodzącą z zasobów magazynowych z poprzednich sezonów. Najczęściej leży ona w bezładzie, rzucona na gromadę, ale mimo to, można tam znaleźć prawdziwe perełki, a jedynym problemem jest wyszukanie sztuki w odpowiednim dla siebie rozmiarze.
 
 
      Oprócz tego w ostatnich latach rozwijają się "sklepy tymczasowe" czyli temporary shops polegające na tym, że na krótki czas wynajmuje się lokal w dobrym punkcie, gdzie sprzedaje się towar po okazyjnych cenach. Co prawda, na podstawie tego co widziałam, mam wrażenie, że jest to raczej marketingowy chwyt psychologiczny, gdyż jak wiadomo, ludzie są podatni na tego rodzaju sugestię i często robią zakupy bez większego zastanowienia. Innego rodzaju okazje oferują przedsięwzięcia typu outlet w Fidenzie koło Parmy i Serravalle. Można tam kupić ze sporą zniżką nawet (70%) produkty najlepszych marek, chociaż czasem powodem przeceny jest jakaś ukryta lub bardzo nieznaczna wada. Te miasteczka handlowe są czynne cały rok, a z Mediolanu jeżdżą tam za symboliczną opłatę specjalne, firmowe autobusy .
 
 
%2524MG_0112.JPG

 
     Włosi, zwłaszcza młodzi, są narodem, który przywiązuje ogromną wagę do wyglądu. Stąd przemysł odzieżowy i obuwniczy a także kosmetyczny, wciąż oferuje nowe produkty, a reklama jest wyjątkowo nachalna. Jednak mimo iż wielkie domy mody wciąż lansują nowe trendy, ulica wybiera z tego to, co chce. Kiedy pewnego lata weszły w modę spodnie z obniżonym stanem, zdawało się, że jest to rzecz, która przeminie wraz z nastaniem jesieni. O dziwo, większość dziewcząt i kobiet paradowała z paskiem gołej skóry pomiędzy spodniami i kusą pikowaną kurtką, nawet wtedy, kiedy temperatura spadała znacznie poniżej 0. Innym swoistym dziwactwem była moda na letnie botki, która w lombardzkim klimacie wymagała naprawdę sporego poświęcenia, zważywszy, że ta część narodu, który do wyglądu przywiązuje nieco mniejszą wagę, optuje w lecie za japonkami, przewiewnymi szortami i bluzką na ramiączkach...
 
 
 
 
Elżbieta Przymenska