...czyli niezbędny dodatek do kolorowych, pachnących i pysznych wypraw.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Jak wygląda Boże Narodzenie w Indiach?



      To było dokładnie rok temu. Stwierdziliśmy z mężem, że Boże Narodzenie spędzimy zupełnie inaczej. Na przełomie grudnia i stycznia pojechaliśmy do Indii. Spędziliśmy tam również Boże Narodzenie.
      Jak wyglądają Święta w Indiach? Spośród około 100 zdjęć, jakie zrobiłam udało mi się wybrać tylko trzy, które dotykają świątecznego tematu. Nawet z lupą w ręku bardzo trudno było doszukać się śladu po świątecznych dekoracjach. W Indiach panuje przecież hinduizm, więc o przystrajaniu choinki nikt raczej nie myśli. Wszystko toczy się swoim zwyczajnym rytmem. Najlepiej obrazują to zdjęcia. 24 grudnia to dzień jak co dzień.  Mimo wszystko, tamte  Święta były zupełnie inne od każdych poprzednich. Czasem taka odmiana jest całkiem fajna!



Wnętrze kościoła katolickiego


Boże Narodzenie. Dzień jak każdy inny. 


To właśnie w tym kościele znajdowała się jedyna bożonarodzeniowa choinka, którą mieliśmy szansę zobaczyć w Indiach.





Portugalski kościół katolicki w Indiach


Nikt mi nie chce wierzyć, kiedy pokazuje to zdjęcie, ale tak wygląda  GANGES. Wyobrażenia o nim są zupełnie inne. 




Marta Srokowska





czwartek, 12 grudnia 2013

Subiektywny alfabet o Warszawie – Margerytka poleca (część 2/3)





I jak… Icount Robotyka


    Grupa pomysłowych zapaleńców pokazujących naukę w niecodzienny sposób. Pokazy i warsztaty robotyczne mają miejsce na Piknikach Naukowych jak i w miejscach tak nietypowych  jak Muzeum Marii Skłodowskiej-Curie, czy w Pałacu Prezydenckim. W czasie  zajęć dzieci mają okazję zaprojektować i zbudować z klocków Lego robota, który po odpowiednim zaprogramowaniu jeździ, świeci, umie omijać przeszkody na swojej drodze.  I frajda gwarantowana, nie tylko dla najmłodszych – sprawdziłam :)





J jak... Jelonki, Osiedle „Przyjaźń”


     W 1952 roku zapadła decyzja o utworzeniu osiedla przeznaczonego dla radzieckich budowniczych Pałacu Kultury i Nauki. Powstały dwa rodzaje domków: baraki zbudowane z materiałów z rozbiórki obozu jenieckiego Stalag I B "Hohenstein" koło Olsztynka (dla robotników) i domki jednorodzinne dla kadry. Część domków została sprowadzona z Finlandii, niejako „na wymianę” za węgiel, podobne domki pojawiły się więc głównie na Śląsku. Domki miały przetrwać maksimum 10 lat, tymczasem okazały się o wiele trwalsze: stoją do dziś, mieszkają w nich nie tylko studenci (aktualnie na osiedlu „Przyjaźń” mieszczą się przede wszystkim domy studenckie). Zaledwie 1/6 osiedla to zabudowania: wręcz „giną” one w zieleni. Na terenie osiedla znajdują się też takie miejsca jak klub „Karuzela”,  Czytelnia Naukowa nr VIII, Wypożyczalnia dla Dzieci i Młodzieży nr 29 i Wypożyczalnia dla Dorosłych i Młodzieży nr 38, a także budynek bemowskiego ratusza.





J jak... Japońskie wiśnie (za wydziałem polonistyki)


      „Wiśnie japońskie- Aby przyjaźń japońsko-polska wiecznie trwała” - taki napis można znaleźć na tabliczce przymocowanej do muru znajdującego się na tyłach Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Tuż obok rośnie kilka niepozornych drzew, które całą swoją urodę ukazują na przełomie kwietnia i maja: wtedy japońskie wiśnie obsypują się białymi i różowymi kwiatami, a na trawniku pod nimi odbywa się zupełnie jak w Japonii, święto podziwiania ich kwiatów, celebrowane piknikiem, w obecności przyjaciół i rodziny.
      Ofiarodawcą sadzonek drzew był Takashima Koichi, m.in. założyciel Fundacji im. Takashimy działającej przy Wydziale Japonistyki UW, wybitny człowiek, który zdążył zrealizować zaledwie część swoich planów.
      Jego brat, Takashima Kazuko, ufundował japoński pawilon herbaciany dla Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie.





K jak... Karma Coffe


     Miłe miejsce, szczególnie żeby wypić koktajl taki jak połączenie mleka, czekolady, bananów i… masła orzechowego (baaaaardzo sycące połączenie!), czy wszelkiego rodzaju koktajle owocowe, o kawie nie wspominając ;)





K jak… Kościoły charakterystyczne


      Z niektórymi warszawskimi kościołami wiążą się ciekawe historie.
Kościół pw. Narodzenia NMP na al. Solidarności jest znany z tego, że został nieco przesunięty, ponieważ uniemożliwiał wybudowanie trasy W-Z w takim kształcie w jakim została zaplanowana. Dlatego też pewnej nocy kościół został odcięty od fundamentów, wsunięto pod niego stalowe rolki i... został nieco przesunięty w miejsce w którym stoi do dziś. Przez pewien czas na jezdni był zaznaczony dawny kontur kościoła, jednak przy wymianie nawierzchni został zniszczony.
Więcej:  TU!
       Natomiast Kościół na ul. Długiej bywał Kościołem Pijarów, Soborem Najświętszej Trójcy (1834-1915) a następnie, do dziś Katedrą Polową Wojska Polskiego Najświętszej Marii Panny Królowej Polski.
      Wiele zmian wiąże się z miejscem, gdzie obecnie stoi Pałac Staszica. Najprawdopodobniej w tym właśnie miejscu stała w XVII wieku Kaplica Moskiewska nazywana też Grobowcem carów Szujskich, Został on wybudowany w latach 1820-1823 dla Królewskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Po rozwiązaniu Towarzystwa (wskutek powstania listopadowego) mieściła się w Pałacu siedziba Dyrekcji Loterii, a następnie gimnazjum męskie z internatem, zwane ruskim gimnazjum. W latach 1892-1893 przebudowano Pałac Staszica tak, że stał się Cerkwią św. Tatiany Rzymianki, a klasycystyczny wygląd przywrócono budowli w latach 1924-1926. W okresie międzywojennym Pałac Staszica był siedzibą m.in. Towarzystwa Naukowego Warszawskiego, Kasy Mianowskiego, Państwowego Instytutu Meteorologicznego, Instytutu Francuskiego, Muzeum Archeologicznego i Polsko-Amerykańskiej Izby Handlowej. Zniszczony w roku 1944, został odbudowany w latach 1946-1950, przekazano go Towarzystwu Naukowemu Warszawskiemu, a po jego likwidacji Polskiej Akademii Nauk.







K jak… Kubusia Puchatka (ulica)


      Mała, sympatyczna uliczka, która została wytyczona jako „odciążenie” Nowego Światu. Jej nazwa została wyłoniona w roku 1954 w konkursie rozpisanym wśród czytelników „Expressu Wieczornego”. Administracyjnie wszystkie budynki są przypisane do ulicy Wareckiej. Na tej małej uliczce kolejno działały kawiarnie: Cafe Lente, cafe Wiatraki, a aktualnie Mjut (w tym samym miejscu).





L jak... Lasy miejskie


     Warszawa jest jedną z niewielu europejskich stolic, w których lasy znajdują się w obszarze miasta i zajmują tak duże obszary. Obecnie lasy zajmują prawie 8 tys. ha a więc ok. 15% miasta, są podzielone na 27 kompleksów i w dużej części znajdują się na obrzeżach miasta. Warto dodać, że często biegi Pucharu Maratonu odbywają się właśnie w lasach na obrzeżach Warszawy: w Międzylesiu czy Wawrze. 





L jak… Limoni


     O lodziarni Limoni usłyszałam jakiś czas temu, jednak zawsze było mi nie po drodze by odwiedzić Saską Kępę (choć co prawda drugi lokal jest też na Mokotowie, jednak … Saska Kępa ma niewątpliwą przewagę: wielkość kulek, co przy cenie 4 zł za kulkę ma znaczenie).
Kusiły smaki lodów, których nie widziałam nigdzie indziej: słyszałam o tak nietypowych smakach jak buraczkowe, pomidorowe i czosnkowe, o naturalnych składnikach i o tym, że są po prostu pyszne. Tak więc w pewne wrześniowe popołudnie poszłyśmy z Pauliną sprawdzić na ile owe opinie są zgodne z prawdą. Oj są. Ja skusiłam się na lody rozmarynowe z sezamem i imbirowe, Paulina też na rozmarynowe z sezamem i marcepan. Mniam! Rozmarynowe mogłyby być odrobinę mniej słodkie, jednak były całkiem ok, a imbirowe smakowały świeżo startym imbirem, a jako że kocham tę przyprawę, zakochałam się również i w nich. Zdecydowanie było to udane  popołudnie.





Ł jak… Łazienki Królewskie


     Letnia rezydencja króla Stanisława Augusta. Zespół pałacowo-parkowy zajmuje aż 70 ha powierzchni, do najciekawszych jego zabytków można zaliczyć takie budynki jak: Pałac na Wyspie, Amfiteatr czy Stara Pomarańczarnia. Więcej: TU!











M jak... Maraton Warszawski


    W 1979 roku wystartował w Warszawie pierwszy Maraton Pokoju. Rok później na metę wbiegło 2209 zawodników i był to rekord przez długi czas nie do pobicia. W 1992 roku pojawiła się nazwa Maraton Warszawski. W 2002 organizatorzy ogłaszają, że kolejny Maraton się nie odbędzie. Sami biegacze błyskawicznie się organizują i po raz kolejny maratończycy mają okazję przebiec ulicami Warszawy. Krótko później powstaje Fundacja Maraton Warszawski i „przejmuje pałeczkę: organizatora Maratonu, a także licznych innych imprez biegowych. W  2003 roku po raz pierwszy na imprezie pojawiają się Pacemakarzy. Dwa lata później Maraton wbiega do Śródmieścia, biegacze biegną ulicą Marszałkowską. W 2010 roku po raz ostatni biegacze finiszują na Placu Zamkowym, który przestaje mieścić taką liczbę biegaczy. W 2012   metą Maratonu Warszawskiego jest  płyta Stadionu Narodowego.



M jak… Między Słowami


    To, wbrew pozorom, nie tylko tytuł filmu z Billem Murrayem i Scarlet Johanson (ang. Lost in Translation), ale również nazwa przytulnej kawiarni znajdującej się na ulicy Chmielnej. Zresztą, zbieżność nieprzypadkowa: w kawiarni wisi plakat z tego właśnie filmu. Mimo, że tak blisko centrum, niełatwo tam trafić, chyba że się wie, w którą bramę zboczyć i gdzie skręcić. A zawitać tam warto, tak latem jak i w chłodniejsze miesiące. Latem zdarzyło mi się tam pić pyszny koktajl czekoladowo-bananowy, a zimą herbatę Między Słowami czy za namową mojego kolegi rooibosa pomarańczowego z mlekiem (na początku się wzbraniałam, jednak zupełnie niepotrzebnie).





M jak… Mjud


      Na urokliwej ulicy Kubusia Puchatka od jakiegoś czasu brakowało takiego właśnie miejsca. Dawniej była tu przesympatyczna kawiarnia. A od dłuższego czasu nie było nic. Ostatnio pojawił się Mjud.
     Trafiłyśmy tam pewnego razu z Basią, trochę wiedzione sentymentem, trochę ciekawością.
Miły wystrój, sympatyczna obsługa, jasne wnętrze i nienachalna muzyka zrobiły swoje więc zostałyśmy tam trochę, a zapewne jeszcze kiedyś wrócimy, by bliżej poznać to miejsce.





N jak…Nekropolie


     Najbardziej znanym cmentarzem Warszawy bez wątpienia są Powązki Cmentarz Komunalny i Powązki Cmentarz Wojskowy. Można tu znaleźć miejsca wiecznego spoczynku wielu znanych osób jak choćby Leopolda Staffa, Marii Grzegorzewskiej, Stanisława Dygata i Kaliny Jędrusik czy chociażby Jana Kiepury. Jednak należałoby wspomnieć również o miejscach takich jak Cmentarz Karaimski, Cmentarz Ewangelicko-Augsburski, Cmentarz Prawosławny, Cmentarz Żydowski, Cmentarz Wojenny Żołnierzy Radzieckich, czy Cmentarz epidemii cholery 1872-1873, niedawno odrestaurowany.


Powązki Cmentarz Komunalny

Powązki Cmentarz Wojskowy

Cmentarz Żydowski

Cmentarz Prawosławny



N jak… Niewidzialna Wystawa


      Zastanawialiście się kiedyś, jak by było być niewidomym, stracić wzrok? Jest jedno miejsce, gdzie można się przekonać jak czuje się niewidoma osoba, jak funkcjonuje w świecie, gdzie zmysł wzroku zdaje się być taki ważny. To miejsce to Niewidzialna Wystawa.
     Sam pomysł zrodził się podobno z... miłości kobiety, której mąż stracił wzrok. Tak bardzo chciała zrozumieć i poczuć jak czuje się on, że zaciemniła całe mieszkanie. Od 2007 roku w Budapeszcie działa Niewidzialna Wystawa, od 2011 w Pradze, obie cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem.  Od grudnia 2011 Niewidzialną Wystawę można zwiedzać również w Warszawie.
      Podzielona jest ona na dwie części: widzialną, prezentującą przedmioty codziennego użytku, ułatwiające życie osobom niewidomym i „niewidzialną”, angażującą wszystkie zmysły (poza wzrokiem oczywiście), po której oprowadzają niewidomi przewodnicy. Moja reakcja tuż po znalezieniu się w absolutnej ciemności? Myśl: desperacko chciałabym COŚ zobaczyć, coś na czym zaczepi się mój wzrok, choćby na moment, panika. Moja reakcja po wyjściu z Niewidzialnej Wystawy? Myśli, pojawiające się przez resztę dnia: jak dobrze, że widzę, jakie to byłoby okropne nie móc zobaczyć tego koloru, światła. Efekt bardziej długofalowy:  zaczęłam doceniać wszystkie zmysły, czyjś kolor oczu, ton głosu, czy zapach zieleni po deszczu.






Margerytka


Wejdź na blog autorki:







wtorek, 26 listopada 2013

Subiektywny alfabet o Warszawie – Margerytka poleca (część 1/3)



A jak… Aioli

Co to jest Aioli? Po pierwsze, sos czosnkowy przygotowywany z czosnku, żółtek, oliwy i soku limonkowego, choć istnieje wiele różniących się od siebie wersji tego sosu nazywanego „masłem Prowansji”. Po drugie, Aioli to nazwa pewnego uroczego miejsca znajdującego się w Warszawie, o którym założyciele piszą:
„Postanowiliśmy stworzyć „miejsce środka”, łączące wysoką jakość ukrytą w prostocie składników i kuchni z zaletami wielkomiejskiej kantyny.”
Smakowałyśmy tam pyszną ciepłą bagietkę z sosami, w tym właśnie sosem czosnkowym, popijając je ciemnym piwem, kiedy nad miastem powoli zapadał prawie już jesienny wieczór, rozświetlany płomykami świec na stolikach.





A jak… Akademia Przyszłości w Warszawie

Nie byłabym sobą, gdybym nie napisała o projekcie, który jest realizowany również w Warszawie (obok Krakowa, Rzeszowa, Poznania i wielu innych miast). Ma on na celu pomagać dzieciom, które tego potrzebują. Raz w tygodniu jeden tutor spotyka się z dzieckiem i pomaga mu w nauce, choć w gruncie rzeczy bardziej chodzi o to, by dziecko uwierzyło w siebie i w możliwość odnoszenia sukcesów - od tych małych po większe. Program narodził się w Krakowie 11 lat temu, jako „młodsza siostra” Szlachetnej Paczki.
Początki programu w stolicy sięgają roku 2009. Aktualnie program działa w sześciu szkołach, obejmuje 100 dzieci, angażując 100 tutorów i wielu ludzi wspierających sam pomysł. I właśnie ludzie są w tym najważniejsi, zarażając innych pozytywną energią, dzieląc się dobrem i mądrą pomocą. Mądrą pomoc definiowaną w ten sposób:

„Czasami mówią: nie należy dawać ryby, ale wędkę. A ja dopowiem: jeśli ktoś dostanie wędkę, ale nie ma mentalności wędkarza, to zaraz ją sprzeda i kupi ryby. Jeżeli ktoś ma mentalność wędkarza, to poszuka sobie kija i zacznie łowić. Wszystko siedzi w naszej głowie. Jeśli zdobędziemy mentalność wędkarza, to zawsze poradzimy sobie w życiu…” (ks. Jacek Stryczek)





B jak... Biblioteki

Nie tylko biblioteki publiczne, które można znaleźć w każdej dzielnicy (a wśród których prym wiodą biblioteki bemowskie - choćby z powodu przyjazności wobec przyjezdnych i dobrze zaopatrzonego księgozbioru), ale takie jak chociażby Biblioteka Publiczna Województwa Mazowieckiego na ul. Koszykowej, Wojewódzka Biblioteka Pedagogiczna na ul. Smyczkowej, Biblioteka Narodowa (która, przynajmniej w teorii powinna posiadać egzemplarz każdej książki wydanej w Polsce), a także Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego. Ta ostatnia mieści się w budynku, na dachu którego znajduje się kompleks ogrodowy z tarasami widokowymi. Sam ogród zajmuje 1 ha z czego roślinność zajmuje 5,111 m².
Ciekawa historia wiąże się też z konstrukcją, którą można zobaczyć przy wejściu do biblioteki: metalowy stelaż w kolorze różowo-fioletowym niejednokrotnie budził kontrowersje, choćby przy okazji umieszczenia go przed nową siedzibą BUWu. Jest on bowiem zabytkowym stelażem z dawnej siedziby biblioteki, niegdyś  mieszczącym katalogi. Ciekawa jest też fasada budynku Biblioteki Uniwersyteckiej, można na niej znaleźć:
„karty ksiąg z różnymi formami zapisu ludzkiej myśli: nuty partytury Karola Szymanowskiego, zapis matematyczny liczby π, fragment Biblii w sanskrycie, tekst hebrajski i arabski, grecki dialog Platona, staroruską pochwałę ksiąg i staropolski tekst Jana Kochanowskiego.”




C jak… Cedrowe lody

Do niedawna zajadałam się nimi jedynie na jednej z uliczek Starego Miasta, niedaleko Barbakanu: słodkie, jakby trochę cytrusowe z posmakiem czegoś żywicznego, z kawałkami kandyzowanych owoców. Pyszne! Tymczasem ostatnio odkryłam zupełnie inne miejsce, gdzie też można kupić lody cedrowe: na Starych Włochach, w Cafe Malfato. Te lody są zupełnie inne, nie tak śmietankowe, bardziej jak sorbet, gorzkawe jak np. grejfrut, nie powiem, ciekawy smak i zapewne jeszcze tam wrócę :)







C jak… Cmentarzysko Zapomnianych Książek

Jeśli czytaliście „Cień wiatru” Zafona, wiecie czym jest Cmentarzysko Zapomnianych Książek. Jednak mało osób wie, że miejsce o tej samej nazwie powstało również w Warszawie, i to nie raz a kilka razy. Miłośnicy książek, którzy nie chcieli by książki z zamykanych antykwariatów trafiły na przemiał, wpadli na następujący pomysł: zbieramy książki w jednym miejscu, obowiązuje opłata za wejście, dostajesz dużą niebieską torbę z Ikei i to co się w niej zmieści, zabierasz ze sobą. Plus jeśli przyniesiesz minimum 10 książek, płacisz mniej.
Pierwsza edycja miała miejsce w listopadzie 2009 roku, w podziemiach Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie, na ulicy Dobrej. Dzięki zainteresowaniu mediów frekwencja w dniu otwarcia przerosła wszelkie oczekiwania: w kolejce stało ok. 600-800 osób, a książek starczyło w zasadzie dla 300-500. Cmentarzysko działało do 23 grudnia, w tym czasie wyniesiono z niego 50 000 książek, a dokonało tego ok. 6000 osób.
Druga edycja odbyła się w 2010 roku, wtedy Cmentarzysko Zapomnianych Książek działało prawie 3 miesiące, nie było tak promowane przez media. Było wspierane przez Antyradio i kilka blogów książkowych.
Trzecia edycja była zupełnym szaleństwem: na warszawskim Bemowie, w samodzielnym budynku po raz kolejny otworzyły się podwoje Cmentarzyska Zapomnianych Książek.
Jak o tym pisze założyciel:
„To tu CZK miało się zakorzenić i istnieć całorocznie. Co prawda, początek CZK 3, był obiecujący (dzięki wsparciom mediów), jednak czas weryfikuje wszystkie plany. Po niespełna roku CZK musieliśmy zamknąć.
Niska frekwencja i ekonomia nie dały nam złudzeń. Cmentarzysko może istnieć tylko w formie impulsywnej i krótkookresowej.”
Warto jednak zwrócić uwagę na projekt, który powstał niejako „zamiast” Cmentarzyska: Sięczyta.


  Fotografia udostępniona przez organizatora Cmentarzyska 



D jak... Dzieci mile widziane, czyli CieKawa Cafe

Wybrałyśmy się tam kiedyś z koleżanką, jako że miejsce niedaleko mnie i niedaleko niej, a zapowiadało się fajnie. Po wizycie tam wiem, że to świetne miejsce :) Jasne wnętrze, kolorowe akcenty, pyszne picie i jedzenie. Przyznaję, nigdy wcześniej nie piłam owocowo -”sosnowego” napoju Wostok (bezalkoholowy) i … piwa poziomkowego.
Szczególnie latem miło jest usiąść w ogródku za żółtym, niskim płotkiem i obserwować świat z perspektywy leżaka.
Poza tym miejsce jest bardzo przyjazne dzieciom, odbywają się tam również dla nich zajęcia.





E jak... Elizeum

Ceglana, podziemna rotunda wybudowana w latach 1776-1778 według projektu Szymona Bogumiła Zuga, na życzenie Kazimierza Poniatowskiego. Dawniej podziemna altana, miejsce (jak głosi napis nad wejściem) „dla przyjaciół i pięknych pań”, miejsce pełne przepychu i luksusu, obecnie niemal zupełnie zapomniane, choć istnieją plany jego odrestaurowania. Elizeum mieści się niedaleko ulicy Książęcej i Placu Trzech Krzyży, na terenie Parku Rydza-Śmigłego. Warto też dodać, że jest to istotne w skali regionu... zimowisko nietoperzy.





F jak...  Fundacja Maraton Warszawski

Istnieje od 2002 roku, jej misją jest promowanie biegania i zdrowego stylu życia, wspieranie biegaczy-amatorów i profesjonalistów. Fundacja jest organizatorem imprez biegowych takich jak Maraton Warszawski, Półmaraton Warszawski, cyklu biegów Pucharu Maratonu, Biegu Sztafet Accreo Ekiden i wielu innych akcji społecznych. Warto wspomnieć, że Fundacja maraton Warszawski reaktywowała i dzielnie kontynuuję tradycję Maratonu Warszawskiego, biegu, który był organizowany od roku 1979.





G jak... Galeria Funky

Miłe, przytulne miejsce przy Placu Zbawiciela. Fajny wybór kaw i „czegoś słodkiego” do nich, a przy tym naprawdę duży wybór czegoś, czym można owe kawy posłodzić. Poza tym przyjemne wnętrze, nienachalna muzyka i fajne widoki z okien. Lubię! :)





G jak.. Glinianki

Kompleks stawów powstałych po wydobyciu gliny na potrzeby pobliskich cegielni. Na terenie Warszawy znajduje się kilka takich zespołów stawów, szczególnie na Starych Włochach: Glinianki Cietrzewia, Stawy Koziorożca, Glinianka Podwójna, czy też na Jelonkach: Glinianki Sznajdra, Glinianki Jelonek.









H jak... Hejnał Warszawy

Wiedzieliście że Warszawa ma swój hejnał? A dlaczego od początku 2008 roku jest wygrywany o 11:15 z wieży Zamku Królewskiego? Bo o tej godzinie zatrzymał się zegar w czasie bombardowania Warszawy w czasie II wojny światowej. Sam hejnał jest kompozycją opartą o „Marsyliankę” i „Marsz Mokotowa”. Stworzył go profesor Zbigniew Bagiński z Akademii Muzycznej, a pomysłodawcą był Henryk Łagodzki, były żołnierz AK i powstaniec warszawski.






Margerytka


Wejdź na blog autorki: 
http://margerytkowo.blogspot.com/







piątek, 25 października 2013

Kibuc






       Kibuc - urzeczywistnienie utopii?        

     O kibucu pierwszy raz usłyszałam dobrych kilka lat temu. Może na początku moich studiów, kiedy dowiedziałam się, że córka znajomych moich rodziców spędziła kilka miesięcy w Izraelu, właśnie w kibucu. Niewiele wiedziałam wtedy o Izraelu, a tym bardziej o kibucu i jego idei. Ale to dosyć tajemniczo brzmiące obce słowo nie dawało mi spokoju. Zaczęłam szperać w literaturze. Wyłaniał mi się obraz nie tyle idylliczny, co wręcz nierzeczywisty. Czy może istnieć struktura idealna, samowystarczalna i będąca spełnieniem marzeń o utopii? Nie znałam wtedy odpowiedzi na wiele pytań. Ale ta fascynacja była niezwykle pociągająca. To tak, jakby ktoś chciał poznać tajemniczy ląd, odkryć nieznane kontynenty i dotrzeć na koniec świata. Ten sam motyw kieruje, tak myślę, podróżnikami, którzy odkrywają nieznane miejsca. To był ten imperatyw, który spowodował, że wiele miesięcy swego życia spędziłam w kibucu. Czy to daje prawo do opisania otaczającej nas rzeczywistości? Nie wiem. Ale ktoś kiedyś napisał, że czasami krótki pobyt daje więcej spostrzeżeń niż wieloletnie bytowanie. Załóżmy, że to prawda.



        Pomarańcze, cytryny i ... odgłosy strzałów z karabinów

       Dokładnie trzy lata temu pierwszy raz stanęłam na ziemi Izraela. Było to 4 marca. Polskę opuszczałam otuloną śniegiem (spadł niespodziewanie w dniu mojego wyjazdu), a Izrael przywitał mnie ciepłą piękną pogodą, cytrynami na drzewach i wodą morską, w której można było zamoczyć nogi. Kiedy dotarłam do kibuca poczułam się jak na wakacjach. Piękne niebieskie niebo, białe domki przypominające wakacyjne bungalowy i porozstawiane skrzynki z pomarańczami i cytrynami. Każdy mógł sięgać po nie i brać do woli. Jedyna różnica polegała na tym, że w takich pięknych miejscach raczej nie słychać latających co jakiś czas nad głową samolotów odrzutowych. Patrolujące niebo samoloty wyróżniały to miejsce od innych. No i nikt w pierwszych chwilach w nowym miejscu raczej nie uczy cię gdzie się chować przed rakietami, albo jak reagować na widok żołnierzy czy strzałów karabinowych. Ale to jest  wyznacznikiem tego miejsca i współcześnie i historycznie. To miejsce konfliktów i wojen prowadzionych już od lat.



Święta w kibucu odbywają się na dworze. Na zdjęciu jestem ja oraz wolontariusze z Niemiec, Korei i Ekwadoru.



      Świat, w którym nie ma pieniędzy


      Pierwsze wrażenia. Supermarket. Taki jak wszędzie na świecie. Różnica, iż nie musisz płacić pieniędzmi. Możesz, ale nie musisz, jeżeli jesteś mieszkańcem kibucu. To co kupisz odliczają ci później z pieniędzy, które zarabiasz. Wygoda, ale i pułapka. Musisz pamiętać ile wydałeś bo łatwo się przeliczyć. Stołówka obsługująca wszystkich mieszkańców (oczywiście tylko tych, którzy chcą tego, bo można obecnie gotować sobie samemu w domu) taka jak nowoczesne jadłodajnie w kampusach uniwersyteckich. Lada, tace, osoby z obsługi, które podają to co sobie wybierzesz i kasa, która ci nalicza opłatę podobnie jak supermarkecie. Miejsce, które jak się później okaże jest też miejscem na wspólne uroczystości prywatne i wspólnotowe, to jest organizowane przez kibuc dla wszystkich z okazji świąt lub innych oficjalnych uroczystości. Inne przybytki to przedszkole, szkoła, mała klinika lekarska, pralnia, pub, fabryka produkująca części do samochodów wojskowych i wiele wiele hektarów pól uprawne z budynkami gospodarczymi dookoła. Aha, i co ważne: basen, korty tenisowe, siłownia, boiska do koszykówki i piłki nożnej. Jest też poczta. Poczta to tak naprawdę jedna osoba, ale wszystko u niej można załatwić na tej samej zasadzie co w supermarkecie i stołówce. No i to co wyróżnia to miejsce od innych podobnych mu - bunkier, a raczej jak się później dowiem liczne bunkry. Wszystkie te przybytki obsługują około 400 osób.
       Mam wrażenie, że jestem w państwie doskonałym, samo obsługującym się i samo wystarczalnym. Praca rozpoczyna się o 8:00 rano, później o 12:00 godzinna przerwa na lunch i kończy się o 16:00. W odróżnieniu od Polski, w pracy są liczne przerwy na kawę lub papierosa. Ale też rytm jest elastyczny i uzależniony od wykonywanej roboty. Przy uprawach w polu często do późnych godzin nocnych lub nawet w nocy przy reflektorach. Czasami widzę zmęczonych traktorzystów i kombajnistów wracających do domu rankiem zwłaszcza gdy zaczynają się upały i w dzień jest po prostu za gorąco, żeby pracować.



Typowy domek w kibucu



       Kiedyś była tu pustynia...

     Kibuc ma kształt owalny. Otoczony jest podwójnym płotem z drutem kolczastym z zabronowanym pasem pomiedzy, a wjeżdża się do niego przez bramę na noc zamykaną. Skądinąd każdy może ją sobie otworzyć, trzeba tylko znać kod. To wszystko ze względów bezpieczeństwa. Wewnątrz są alejki asfaltowe, dużo drzew i krzewów, jest dużo zieleni i kwiatów, piękne w stylu angielskim trawniki. Domki, które wyglądają jak wakacyjne bungalowy, są większe i mniejsze. Większe dla większych rodzin, mniejsze dla mniejszych lub osób samotnych. Wszystkie generalnie bardzo skromne w porównaniu do chociażby polskich. Z różnych przyczyn to wynika. Generalnie z klimatycznych, kulturowych i pragmatycznych. Klimatycznych bo nie muszą mieć grubych murów, nie muszą być odporne na niskie temperatury, kulturowych bo wszystkie w tym rejonie świata generalnie są białe (biel odbija światło słoneczne), proste w kształcie, przypominające pudełka, najczęściej parterowe i bez żadnych zbędnych ozdób. Co najwyżej mają okiennice na zewnątrz. Pragmatycznie budowane bo wszyscy nauczyli się tutaj cenić pracę, a nie przedmioty. To wszystko co nas dzisiaj otacza powstało ciężką pracą. Przed powstaniem kibuca była tutaj pustynia. Nic nie rosło, co najwyżej okazjonalnie raz do roku pojawiało się trochę zieleni w porze mokrej, która po nastaniu lata zaraz znikała. Więc trzeba było wykopać studnie (dzisiaj wodę przesyła się rurociągami), nawodnić teren i uczynić tą ziemię przyjazną człowiekowi. Więc otoczenie stało się ważniejsze od miejsca zamieszkania. Dzisiaj kibuc otoczony jest gajami pomarańczowymi, cytrynowymi, polami, na których uprawia się orzeszki ziemne, ziemniaki, pomidory i co tylko ziemia urodzi. Co starsi mieszkańcy pamiętają, iż na początku mieszkali w namiotach. Więc komfort ścian, klimatyzacji, bieżącej wody, kanalizacji, telefonu, dzisiaj i internetu oraz TV satelitarnej jest ważniejszy niż wysokie i drogie domy. Jest to bardzo praktyczne podejście do życia. No i idea, która była na początku... Na początku wszystko było wspólne, w sensie dosłownym. Więc wyróżnianie się nie leżało w naturze kibucnika. Wszyscy mieli takie same, niczym nie różniące się domy. Wszyscy byli podobnie ubrani, w proste, luźne ubrania, które nie odróżniały kobiety od mężczyzny. Dzisiaj oczywiście wszystko się zmieniło lub powoli się zmienia, ale takie były prapoczątki.



Pralnia



      Czy wiesz jak rosną orzeszki ziemne?

     Kibuc, w którym mieszkam ma zaledwie 64 lata. Wielu dzisiejszych mieszkańców go budowało. Wielu przyjechało tu z rodzicami, a i wielu już tu się urodziło. Pani Adva, jedna z mieszkanek, pochodzi z Francji. Pracuje ze mną w pralni, wygląda na 100 lat, pewnie ma 80 parę. Często prosi mnie o nawleczenie nitki na igłę. Przyjechała tu jako młoda dziewczyna w 1953 roku. Elegancka, modnie ubrana zgodnie z paryskim szykiem. W walizce perfumy i bielizna pościelowa z wyhaftowanymi przez jej mamę inicjałami. Na miejscu po przyjeździe wszystko musiała oddać. Bo pierwsi kibucnicy  nie mieli nic własnego. Wszyscy zgodnie z ideą mieli być równi, a przez to wolni i mieli tworzyć nowy wspaniały świat. Paryskie mieszkanie rodziców zamieniła na namiot stojący na pustyni. W jednym z nielicznych, ówcześnie drewnianym budynku, stołówce poznała swego przyszłego męża, który kręcił nosem nad unoszącym się jeszcze zapachem jej perfum. Tu one niczemu i nikomu nie służyły. Tu był za to trud, pot i niewygody. Praca przy prostych rolniczych narzędziach, tyle że przez wiele miesięcy pod męczącymi promieniami słońca. Dzisiaj w uprawach pomagają Tajowie, którzy przyjeżdżają tutaj do pracy z odległej Tajlandii. Mieszkają oni w swoich domach poza kibucem.
Kiedyś praca była naprawdę ciężka, nie to co dzisiaj - powiada niewiele starszy ode mnie sąsiad, mieszkaniec kibuca, traktorzysta i kombajnista, który pracuje równie ciężko ale w klimatyzowanej kabinie z muzyką grającą z radia.  Dodaje, że najważniejsza jest organizacja pracy. Uprawy przygotowuje się tak. Najważniejsza jest ziemia. Kiedyś sadziło się, zbierało plony a potem trzeba było pole zostawić by ziemia się odrodziła. A teraz nasz kibuc połączył się z dwoma innymi i mamy ogromne pola. Na jednych polach zbiera się plony, na drugich sadzi. A więc zbiory są przez cały rok. No i oczywiście wszystko jest zmechanizowane.
Mój szef z kibucowej stołówki, przyjechał tu w 1988 roku również z Francji, z Paryża, z ciekawości jak mówi, na chwilę. Był profesjonalnym tancerzem, tańczył modern jazz. Przyjechał w styczniu a od września miał być w już Nowym Jorku, gdzie dostał stypendium do szkoły tańca. Został tu na stałe. Pracuje w kuchni, która obsługuje stołówkę. Jest jej szefem. Wiesz jak rosną orzeszki ziemne? – zapytał mnie kiedyś. Jak przyjechałem tu, to myślałem, że rosną na drzewach – odpowiedział za mnie. Do Francji już nie tęskni, bo tu jest jego dom. Tylko jedna z córek mówi po francusku. W czasie przerwy na kawę opowiada mi, trochę refleksyjnie, że kibuc się zmienia. Jeszcze 8 lat temu był w dawnym typie. Wszystko w stołówce i w sklepie, w pralni i pubie było za darmo. Śniadania, obiady i kolacje codziennie. Każdy mógł przyjść i brać co sobie chce. Ale jak za darmo to ludzie zamiast 3 kg ziemniaków na obiad, brali 20 kg i życie wymusiło zmiany. Kiedyś za elektryczność płacił za wszystkich kibuc i ludzie nie oszczędzali, więc teraz przyjęto inne rozwiązanie (kryzys dotyka wszystkich i wszędzie). Kwotę pieniędzy przeznaczoną na ten cel dzieli się na wszystkich kibucników i wychodzi po 300 szekli (około 330 zł) miesięcznie na rodzinę. Więc jak ktoś oszczędza to wyda 200, a 100 zostaje mu w kieszeni. A jak nie oszczędza to musi dopłacić z własnej kieszeni. Tylko woda jest dla wszystkich za darmo. I to jedna z ostatnich pozostałości po dawnych czasach. Mając jeszcze świeże spojrzenie mówi, że kibuc jako miejsce gdzie wszyscy są równi, oferuje tę równość dzisiaj tylko na podstawowym poziomie. Wielu ma rodziny poza kibucem więc zdarzają się spadki, dziedziczenia, darowizny, dodatkowe pieniądze z najmu domów i mieszkań poza kibucem czego efektem jest to, że są biedniejsi i bogatsi, i złamana została zasada równości. Ludzie zaczynają gadać za plecami i zazdroszczą sobie wzajem, czemu ten ma taki samochód, a ten nie ma itd.



Stołówka



        Lepsza organizacja wymaga zmian

     Można tu dodać, iż po raz pierwszy  zasadę równości wspólnoty kibucowej złamały pieniądze jakie otrzymali kibucnicy z reparacji wojennych i odszkodowań za straty i krzywdy wyrządzone przez Niemców Żydom podczas II wojny światowej. Do tego doszły emerytury i renty wypłacane przez państwo niemieckie. W kibucach stosowano różne sposoby  zagospodarowywania tych pieniędzy. Decydowała o tym wspólnota. W niektórych pieniądze  trafiały do wspólnej kasy i były wydawane na wspólne potrzeby. W innych trafiały na osobiste konta i podlegały dziedziczeniu. Bywały i takie sytuacje, iż ludzie rezygnowali ze wspólnoty nie chcąc poddać się decyzji większości i chcąc zachować te pieniądze dla siebie i swoich najbliższych. W moim kibucu za pieniądze z odszkodowań niemieckich wybudowano basen i pozostałe urządzenia sportowe.
Innym przykładem tych zmian jest stołówka, w której pracuję. Od kiedy pojawił się nowy szef, zaczęto organizowac przyjęcia, wesela i catering dla pracowników różnych firm i deficytowe wcześniej przedsięwzięcie, do którego kibuc dopłacał rocznie ponad 300 tysięcy szekli stało się dochodowe i osiąga zysk na poziomie 80 tysięcy. Jest lepsza organizacja pracy, pracownicy lepiej zarabiają, sala jest wynajmowana na prywatne potrzeby, sprzedają swe usługi na zewnątrz i kupują produkty tam gdzie taniej (nasz kibuc słynie z uprawy ziemniaków, ale ziemniaki kupują gdzie indziej bo są tańsze). Efektem tych zmian jest posiadanie przez stołówkę samochodu. To nowość od kilku lat. Kiedyś wszystkie samochody należały tylko do kibuca. Tu trzeba koniecznie dodać, że kibuc nadal posiada własne samochody, które członek kibuca może sobie wynająć za drobną opłatą. Chcąc wynająć po prostu trzeba zapisać się na listę podając termin, w którym chciałoby się z niego skorzystać. Ale  niektórzy posiadają już własne.



       Ale... czym właściwie jest "kibuc"?

Historycznie rzecz biorąc kibuce to gospodarstwa rolne, w których ziemia i środki produkcji były własnością wszystkich członków. Wywodzą się one z żydowskiego ruchu syjonistycznego i socjalistycznego, którego celem było stworzenie nowego człowieka poprzez ciężką pracę na roli i obronę wspólnoty. Pierwsze powstały na początku XX wieku utworzone przez emigrantów z Europy. Wybierano komitet, równo dzielono obowiązki i prawa, ale najważniejsze, że przynależność do kibuca była i jest dobrowolna. I dzisiaj mieszka w nim wielu, którzy nie są jego członkami.
Znamieniem czasu jest odstąpienie od wspólnego wychowywania dzieci. Kiedyś wszystkie dzieci w kibucu wychowywały się razem. Były separowane od rodziców i przebywały od dzieciństwa oddzielnie. Pod okiem wychowawców się bawiły i uczyły, aż gotowe były do podjęcia pracy. Ten czas już minął. Noa, moja starsza znajoma, wspomina ze smutkiem, że najgorszy okres w kibucu miała kiedy oddała dzieci i wychowywały się bez niej, poza domem. To było nie do wyobrażenia – mówi mi dzisiaj. Teraz już bym tak nie zrobiła. Nigdy  nie mogę sobie tego wybaczyć – dodaje.
Dzisiaj dzieci wychowywane są w domach z rodzicami. Oczywiście, ci którzy pracują mogę korzystać z przedszkoli na podobnych zasadach jak w Polsce. Do szkół chodzi się w kibucu lub dojeżdża do innego w zależności od rodzaju szkoły. Dowożą autobusy. Dzieci zaś od małego uczone są szacunku do pracy. Każdą wolną chwilę poświęcają na pracę albo dla swojej rodziny albo na rzecz kibucu wykonując różne drobne użyteczne prace.



        Na czym zarabiać może kibuc?

     Z informacji, które zbieram od znajomych lub znajduję w tutejszej prasie wynika, że kibuce się rzeczywiście zmieniają. Coraz więcej kibuców żyje, i to bardzo dobrze, z produkcji różnych współczesnych gadżetów lub sprzedaży różnych usług. Przykładem kibuc Beeri, w którym produkuje się karty płatnicze VISA i czeki bankowe. Inny jest słynny na całym  świecie z dobrej szkoły tańca. Przyjeżdżają do niej ludzie z całego świata zostawiając spore pieniądze.  Trzeba się zapisywać i czekać w kolejce na wolne miejsce. Kibuce wynajmują dla mieszczuchów domy na zasadzie: chcesz posmakować życia na wsi, przyjedź do nas. Jeszcze inne stały się dobrym miejscem do zamieszkania dla osób, które pracują w mieście. Jeżeli ktoś lubi ciszę, uporządkowaną egzystencję, bezpieczeństwo i bezpośredni kontakt z przyrodą to wybierze kibuc. Ale większe pieniądze to problemy dla takich małych społeczności. Bo po zaspokojeniu wszystkich potrzeb duchowych i fizycznych dalej pozostają pieniądze, które zaczynają dzielić ludzi bardziej niż cokolwiek innego. Trzeba sobie z tym radzić. Funduje się więc różne stypendia, przyznaje różne dodatki ale i tak pojawiają się pytania o sprawiedliwy podział. Zawsze znajdzie się ktoś niezadowolony.



       Współczesna alternatywa

A więc każdy znajdzie coś dla siebie. Wydaje się, że mimo wszystkich problemów współczesnego świata i kryzysów, idea kibuca żyje i ma się dobrze. Jak mówi najbardziej znany na świecie pisarz izraelski Amos Oz w rozmowie dla polskiego radia TOK FM: „(…) w kibucach mieszka dzisiaj więcej osób niż kiedykolwiek wcześniej”. I dalej: „Kiedy rozglądam się wokół - czy to w Tel-Awiwie, czy w Warszawie - widzę, że zbyt wielu ludzi pracuje ciężej niż powinni. Robią to, żeby zarobić więcej niż rzeczywiście potrzebują, kupić rzeczy, których nie potrzebują, aby zaimponować ludziom, których właściwie nie lubią. Nie ma się co dziwić, że niektórzy szukają alternatywy”.
A co z uproszczeniami, zwłaszcza w Polsce, dotyczącymi kibuców, iż przypominają sowieckie kołchozy? W odróżnieniu od sowieckiej ideologii, która stworzyła kołchozy i przy ich tworzeniu zastosowała przymus i terror, wybór życia w kibucu był zawsze wyrazem wolnej woli człowieka. A więc nie przymus tylko ludzka wola. I ona zwyciężyła powodując, że kibuce (wprawdzie zmienione) ale dalej funkcjonują znajdując swoje miejsce na mapie współczesnego Izraela i świata. I jeżeli nawet stoją na rozdrożu, to jest to takie miejsce „po środku”, między tym co było kiedyś, a tym co jest dzisiaj i będzie jutro, między wspólnotą a kapitalizmem. Doświadczenie nie podobne do żadnego innego na świecie.







Maria Radek




Odwiedź blog autorki!