...czyli niezbędny dodatek do kolorowych, pachnących i pysznych wypraw.

poniedziałek, 17 marca 2014

Wyspy Bretanii: Sein








     Niedawno postanowiłam zrobić Olivierowi niespodziankę na naszą pierwszą rocznicę ślubu i zarezerwowałam bilety na wyspę Sein. Nieczęsto się zdarza, żebyśmy jakieś miejsce w Bretanii poznawali razem, do tego od czasu gdy Olivier zaczął pracę na wyspie Batz i Ouessant, intrygują nas one bardziej niż wcześniej. Odkąd pracuję w biurze turystycznym, mój weekend wypada w poniedziałek – na ten właśnie dzień zapowiadali najgorszą pogodę od dłuższego czasu. Nie przejęłam się tym szczególnie, bo na wyspach jest często lepsza aura niż na kontynencie. Poniżej możecie zobaczyć, jaka pogoda przywitała nas w porcie (Audierne), z którego odpływał statek.







      Po wejściu na pokład, zajęliśmy miejsca na zewnątrz- chwilę się zastanawiałam, gdzie najlepiej usiąść i z pomocą przyszedł mi mąż. Doradził siedzenia tuż za kabiną kapitana z uwagi na osłonę przed wiatrem. Wiele miejsc na zewnątrz było zajętych, ruszyliśmy i… zaledwie chwilę później statek zaczął mocno się kołysać a osoby siedzące z brzegu zostały zroszone morską pianą. Pasażerom mina nieco zrzedła, ale wciąż siedzieli na miejscu. Po chwili fale zaczęły rozbryzgiwać się na pokładzie…to był prawdziwy morski prysznic! Dla nas trochę słabszy niż dla reszty, ale też byliśmy trochę zmoczeni. Większość osób przesiadła się do środkowego rzędu i, dwa kolejne zroszenia później, wszyscy jak jeden mąż chwiejnym krokiem zeszli schronić się do kajuty. Dla Oliviera ta scena była atrakcją poranka! Ja także dostrzegłam jej komizm, ale że sama kurczowo trzymałam się siedzenia, nie śmiałam się z innych. Rodzina siedząca obok nas podsumowała to tak: „Jeśli było sześć miejsc, które trzeba było dziś zająć, to były to właśnie nasze!”.










     Dosłownie dwie minuty po tym, jak wszyscy w panice zeszli po schodach, statek wciąż się kołysał, ale już bez „efektów ubocznych”. Nikt nie odważył się jednak wrócić, a prawda jest taka, że większość osób wewnątrz czuje się gorzej. Pierwszy raz miałam okazję płynąć po wzburzonym morzu (i choć zdaniem Oliviera: „to jeszcze nic”, dla mnie to już było coś!) – towarzyszyły temu niezapomniane wrażenia. Niestety nie dałam rady zrobić zdjęć- aparat dla bezpieczeństwa został schowany w kajucie. Warunki atmosferyczne, a co za tym idzie, krajobrazy, zmieniały się wiele razy podczas naszej, zaledwie godzinnej, podróży. Widok potrafił być diametralnie różny po lewej i prawej stronie statku. W pewnym momencie otoczyła nas znienacka bardzo gęsta mgła, ale ostatecznie dopłynęliśmy do wyspy skąpanej w słońcu. Potem się nieco zachmurzyło i na zachodniej stronie wyspy, dokąd się najpierw udaliśmy, mocno wiało. Widoki były mimo wszystko piękne.








     Dotarliśmy do latarni, gdzie okazało się, ze nie mamy drobnych na bilet (uroki płacenia wszędzie kartą!). Na szczęście na wyspie nigdzie nie jest daleko, postanowiliśmy więc po prostu wrócić do „centrum”, by znaleźć bankomat. Ostrzeżono nas, że z wypłaceniem pieniędzy może być problem. Faktycznie: żadnego wolnostojącego bankomatu a agencje bankowe zamknięte, bo to przecież poniedzialek. Wychodząc z banku, Olivier natknął się na znajomą! Poratowała nas (dzięki niej zobaczycie zdjęcia z latarni!) a my mamy nauczkę, by zawsze sprawdzać, czy jakieś drobne są w kieszeni. Swoją drogą, „centrum” wyspy niezwykle nas urzekło – wąskie uliczki, kolorowe domy, mnóstwo kwiatów.













     W międzyczasie pogoda zrobiła się idealna, rozłożyliśmy się więc na plaży. Mimo odpływu, było bardzo przyjemnie – w dodatku byliśmy na piasku sami.











      Wróciliśmy pod latarnię, ale to nie był koniec perypetii- tuż przed wejściem wysiadła mi bateria w aparacie. Wzięłam ze sobą ładowarkę, obawiając się, że może to nastąpić i poprosiłam pana pilnującego wejścia, czy mogę ją podłączyć. Musiał mieć ze mnie niezły ubaw, gdy po jakimś kwadransie zeszłam nad dół, by wspiąć się ponownie po 250 schodach, tym razem z aparatem. Czego się nie robi dla czytelników bloga! ;)









       Po zejściu z latarni udaliśmy się w nieco bardziej „dzikie” zakątki wyspy, gdzie cieszyliśmy się spokojem i pięknymi widokami.








      Po powrocie do miasteczka zastaliśmy odpływ. W ciągu kilku godzin widoki zmieniły się nie do poznania, mieliśmy wrażenie, że odkrywamy wszystko na nowo. Woda podpływała aż do murów, panował sielski wakacyjny klimat. Siedząc ze szklanką piwa w dłoni na kawiarnianym ogródku, nie mieliśmy ochoty wracać…







       Powrót odbył się przy spokojnym jak jezioro oceanie, słońce wciąż mocno świeciło, mimo wieczorowej pory. „Nuda”, zdaniem Oliviera, ja z kolei cieszyłam się, mogąc sfotografować La Pointe du Raz, czyli najdalej wysunięty na zachód przylądek nazywany „le bout du monde” (kraniec świata) i zobaczyć z bliska jedną z najpiękniejszych latarni morskich Bretanii. Droga Wyspo Sein, z chęcią odwiedzimy cię ponownie!





Katarzyna Tirilly








czwartek, 27 lutego 2014

Tort Sachera. Jego forma, a treść






     Tort Sachera to jeden z największych kulinarnych klasyków. Jego historia sięga roku 1832. Wtedy właśnie trochę przypadkiem powstała jego receptura. Jedynie szesnastoletni Franz Sacher, był młodszym kucharzem z rocznym doświadczeniem na wiedeńskim dworze księcia Metternicha. Książę miał wydać ucztę, na której chciał zachwycić swoich gości jak najlepszym deserem. Podobno główny kucharz się rozchorował i z tego właśnie powodu opracowanie receptury nowego deseru przypadło Sacherowi.
     Dość prosty tort zyskał uznanie, ale jeszcze wtedy nie zdobył większej  popularności. Dopiero kilkanaście  lat później jego receptura została dopracowana przez Eduarda Sachera – syna Franza. To właśnie wtedy powstał tort, który zawojował całą Europę. 
      Początkowo tort sprzedawany był w cukierni Demel. Dopiero w 1876 roku  Sacher założył hotel, który nazwał swoim nazwiskiem i to w jego cukierni zaczął sprzedawać swoje torty. Odejście od cukierni Demel było początkiem trwających aż 9 lat tzw.  „procesów tortowych”, które toczyły się między cukiernią Demel, a Sacherem. Każdy bowiem chciał mieć prawo do owianej wielką sławą nazwy. Ostatecznie prawa do niej przeszły do rodziny Sacher.










      Jak dokładnie wygląda receptura na Tort Sachera? Tego nikt do końca nie wie, bowiem przepis jest najpilniej strzeżoną tajemnicą Hotelu Sacher. Interpretacji jest wiele. Tort uchodzi za danie genialne w swojej prostocie. Delikatne czekoladowe cisto, przekładane marmoladą morelową i czekoladowa polewa. Najczęściej podawany jest wraz z bitą śmietaną. Najlepiej smakuje z filiżanką dobrej kawy.


     Skosztowanie tej kultowej słodkości, jest jednym z punktów obowiązkowych, kiedy jest się w Wiedniu. Co pokrzepiające, nawet w Hotelu Sacher cena za kawałek torcika jest bardzo przystępna. Jak smakuje? No cóż… Znając całą historię  i zdając sobie sprawę z jego sławy, chwilę przed pierwszym kęsem, spodziewałam się czegoś niesamowitego. Jak smakuje owy „król deserów”? Nie tylko ja, ale właściwie wszyscy towarzysze degustacji, byli co najmniej rozczarowani… Torcik był dobry, ale na nikim z nas nie zrobił większego wrażenia. I podczas każdego kolejnego kawałka, każdy z nas próbował odkryć: o co tyle hałasu?
      Czyżby przez lata niegasnącej sławy, forma Tortu  Sachera znacznie przerosła jego treść? Być może trwający prawię dekadę „proces tortowy” był jego najlepszą reklamą? Z pewnością trzeba go skosztować, jeśli jest się w Wiedniu, mając na uwadze, że je się kawał historii oraz…  przykład towaru o genialnej kampanii reklamowej.








Dorota Kamińska








piątek, 31 stycznia 2014

Subiektywny alfabet o Warszawie – Margerytka poleca (część 3/3)





O jak… Ogrody Botaniczne


     Są dwa miejsca gdzie można podziwiać florę wszelaką: Ogród Botaniczny Uniwersytetu Warszawskiego i Ogród Botaniczny Państwowej Akademii Nauk w Powsinie. Pierwszy mieści się po sąsiedzku z Łazienkami Królewskimi, drugi  już nieco dalej, jednak ciągle w strefie miejskiej. Jedno jest pewne: do obu warto wpaść niezależnie od pory roku. Wiosną choćby z powodu kwitnących magnolii, kiedy ich zapach unosi się wszędzie, latem, kiedy kwitną róże, oszałamiając kolorami, kształtami i zapachem.


Ogród botaniczny latem



P  jak… Parki


     Nie da się ukryć, że Warszawa jest miastem pełnym zieleni. Zazwyczaj mieszkam w pobliżu jakiegoś parku. Przez siedem lat były to:  Park Praski, Park Morskie Oko, Park Arkadia, Park Dreszera, Park Królikarnia, Park Moczydło, Park Edwarda Szymańskiego, Park Sowińskiego.
     Są też zielone miejsca do których chętnie wracam, niezależnie od tego, jak daleko od nich mieszkam i niezależnie od pory roku: Ogród Saski, Łazienki Królewskie. Park Kępa Potocka czy Park Skaryszewski, czasem też miejsca, które choć stricte parkami nie są, są pełne zieleni i wody: Glinianki czy Fort Bema chociażby.


 Park Moczydło



P  jak… Punkty charakterystyczne


    Jak się umówić i nie rozminąć? Są w Warszawie punkty przez które przewija się dziennie mnóstwo osób i które są takimi punktami orientacyjnymi: Rotunda (PKO), palma (przy rondzie de Gaulle'a), kolumna (Zygmunta) czy „patelnia”- czyli plac przy wejściu do Metra Centrum.





R jak... Rzeka Wisła


       Odcinek Wisły znajdujący się w granicach administracyjnych Warszawy ma długość 28 kilometrów, jej szerokość na tym odcinku waha się między 600 a 700 metrów. Jak pisze Przemysław Miller na stronie Urzędu Miasta:
„Wisła, jej dynamicznie zmieniające się koryto, pełni również rolę jednego z najważniejszych „korytarzy” biologicznych w Europie, łączącego północ a więc Morze Bałtyckie z południem, a więc Karpatami i wschód - poprzez korytarz Bug-Wisła - z zachodem a więc korytarzem Noteć-Warta. Tymi szlakami wędrują organizmy roślin i zwierząt, tym samym umożliwiając swobodną wymianę genetyczną między różnymi obszarami przyrodniczymi.”
        Na obszarze miasta Wisłę przecina 9 mostów: Siekierkowski, Łazienkowski, ks. Poniatowskiego, Średnicowy, Świętokrzyski, Śląsko-Dąbrowski, Gdański (drogowy i kolejowy), Grota-Roweckiego i niedawno ukończony Marii Skłodowskiej-Curie.
        W 2013 można było korzystać z trzech miejskich plaż zlokalizowanych po praskiej stronie Wisły: Praskiej, Stadion i Saskiej.
        27 maja 2006 odbyła się pierwsza kajakowa masa krytyczna na Wiśle.





S jak... Skocznia Narciarska


       Mało kto wie, że na Mokotowie znajdują się ruiny dawnej skoczni narciarskiej nazywanej Skarpą (ze względu na położenie). Jest ona wyjątkowym obiektem z kilku powodów: była to pierwsza skocznia igelitowa w Polsce i jedna z pierwszych 20 takich skoczni w skali światowej. Została wybudowana w latach 1955-1959, używana była jedynie latem, raczej jako obiekt treningowy, choć odbywały się też na niej niekiedy zawody. Obiekt zamknięto w roku 1989 a w latach 90-tych zdemontowano jego środkową część, od tamtego czasu popada on w ruinę.





S jak… Stok narciarski


      Niektórzy wiedzą że w Warszawie jest stok narciarski czynny cały rok: znajduje się na Szczęśliwicach. Zajmuje on ponad 9000 m², jest wkomponowany w otaczający go Park Szczęśliwicki, do dyspozycji narciarzy jest również pawilon gastronomiczny,  a także wypożyczalnia nart i desek snowboardowych.





S jak… Syrenka


      Nie wiadomo czemu Syrenka znalazła się w warszawskim herbie, jednak jest pewne, że była tam już w roku 1390. Na temat syrenki opowiada się wiele legend.
      Legenda mówi, że pewnego razu dwie siostry-syreny przypłynęły z mórz południowych do Europy: jedna osiedliła się w cieśninach duńskich i teraz można ją zobaczyć siedzącą u wejścia do portu w Kopenhadze. Druga dopłynęła aż do Gdańska, a później Wisłą i zmęczona, zatrzymała się u podnóża dzisiejszego Starego Miasta i postanowiła tam zostać. Jednak jej wyjątkowość skusiła pewnego podstępnego kupca, który zapragnął wykorzystać ją jako atrakcję na której może zarobić więc uwięził piękną syrenę. Na szczęście mieszkańcy osady pomogli jej się uwolnić i jak głosi legenda:
„Syrena z wdzięczności za to, że mieszkańcy stanęli w jej obronie obiecała im, że w razie potrzeby oni też mogą liczyć na jej pomoc. Z tego właśnie powodu Warszawska Syrena jest uzbrojona – ma miecz i tarczę dla obrony swego miasta.”
    Więcej na stronie Urzędu Miasta:
     Aktualnie można spotkać dwa pomniki Syrenki w Warszawie: na Powiślu i Starym Mieście.


T jak… To lubię


     Nazwa jak tytuł Mickiewiczowskiej ballady.
     Sympatyczne, urokliwe miejsce na Nowym Mieście, kawiarnio-herbaciarnia mieszcząca się w wieży Kościoła ojców Dominikanów.
      Pyszne herbaty, kawy i coś słodkiego, dla bardziej głodnych coś bardziej sycącego. Plus smakowite wina i godny polecenia miód pitny, Dwójniak Dominikański – naprawdę warto spróbować, tak wersji z lodem i cytryną  jak i grzanego :)
     W sezonie letnim można miło spędzić czas w ogródku przed kawiarnią.
     W sezonie jesienno-zimowym cudownie można spędzić czas nad grami planszowymi.
     Miejsce jak dla mnie – magiczne.





U jak... Uczelnie


     Nie da się nie zauważyć takich miejsc jak kampus Główny Uniwersytetu Warszawskiego, Gmach Politechniki Warszawskiej czy Kampus Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.



V  jak...  Varsavianistyka


     Varsavianistyka - jak pisze sam pomysłodawca na stronie Varsavianistyki: „jest wykładem monograficznym, który składa się z 15 samodzielnych, wyselekcjonowanych z dziesiątków propozycji, wykładów poświęconych Warszawie. Może nie tyle Warszawie, ile na jej przykładzie o umiejętności myślenia o wspólnej przestrzeni publicznej i odwadze jej kształtowania. Wykracza więc znacznie poza akademickie pojmowanie wiedzy.”
      Prof. Marek Ostrowski jest pasjonatem Warszawy i patrzenia na miasto w bardziej dociekliwy sposób (niekiedy również z perspektywy helikoptera czy balonu), szukania w nim tego, co niedostrzegalne na pierwszy rzut oka i łączenia przeszłości z teraźniejszością.
   Jesienią 2013 roku mają też ruszyć pierwsze podyplomowe studia varsavianistyczne, jak możemy przeczytać na stronie:
     „Historię Warszawy można opowiedzieć podręcznikowymi wydarzeniami społecznymi, z dziedziny prawa, religii czy polityki. Ich spektakularność, a często widowiskowość spychają niekiedy w cień znacznie ważniejsze dokonania intelektualne, dzięki którym rozwija się nasza cywilizacja. W projekcie studiów varsavianistycznych zawiera się idea przedstawienia historii miasta historią dokonań przede wszystkim intelektualnych, które zwykle umniejsza się w kontekście wydarzeń ogólnospołecznych. Historia rozwoju infrastruktury miejskiej: i tej materialnej, na przykład urbanistycznej, i tej niematerialnej, na przykład organizacji zarządzania i finansowania, projektowania i budowy łączności radiowej, sieci komunikacyjnej, wodociągowej, elektrycznej, cieplnej, budowy przepraw: mostów, wiaduktów, podziemnych tuneli metra, niedostępnych przejść między fortecznych czy kanałów burzowych może być równie fascynująca zarówno od strony rozwoju myśli technicznej, jak i roli w ewolucji miasta.”


V jak… Veturilo


     Veturilo, czyli system rowerów miejskich. Pierwsze samoobsługowe wypożyczalnie rowerów miejskich pojawiły się na warszawskim Bemowie na początku kwietnia 2011 roku i właściwie od razy zaczęły się cieszyć dużą popularnością.






W jak...  Wodociągi Lindley'a


     W 1881 roku władze miasta zawarły umowę z Williamem Lindleyem (ojcem) oraz Williamem Heerleinem Lindleyem (synem) na opracowanie projektu i wybudowanie sieci nowoczesnych wodociągów (dotychczasowa sieć przestała wystarczać, była mało nowoczesna). W rekordowym tempie wybudowano nowe wodociągi, pięć lat później zostały już oddane do użytku. Ujęcie wody zostało zlokalizowane między Wisłą a ulicą Czerniakowską (od 1906 ze specjalnych zatok na Czerniakowie). Tam z nurtu rzeki specjalnymi pompami, tzw. smokami woda była pobierana i wędrowała do Stacji Filtrów na ulicy Koszykowej (gdzie trafiała do pierwszej grupy filtrów, tzw. powolnych).
     Warto dodać, że kiedy w pewnym momencie smoki okazały się nie do końca dobrym rozwiązaniem, aktualny prezydent miasta, Sokrates Starynkiewicz, oddał do kasy miasta pieniądze z własnej kieszeni.
     W każdym razie aktualne filtry warszawskie działają bardzo podobnie jak te zaprojektowane przez Lindley'a, zostały jedynie nieco zmodernizowane.







Z jak... Zaryczą Lwy z Krakowskiego przedmieścia


     Zapewne każdy, kto spacerował po Krakowskim Przedmieściu widział rzeźby lwów strzegących bram Pałacu prezydenckiego. Jednak nie każdy zna porzekadło, według którego owe kamienne lwy miałyby zaryczeć. Kiedy? A wtedy, gdy uniwersytet opuści studentka- dziewica ;) Łódź ma swoją Skłodowską-Curie, która ma podobno w analogicznej sytuacji zejść z piedestału.








Margerytka


Wejdź na blog autorki:









poniedziałek, 23 grudnia 2013

Jak wygląda Boże Narodzenie w Indiach?



      To było dokładnie rok temu. Stwierdziliśmy z mężem, że Boże Narodzenie spędzimy zupełnie inaczej. Na przełomie grudnia i stycznia pojechaliśmy do Indii. Spędziliśmy tam również Boże Narodzenie.
      Jak wyglądają Święta w Indiach? Spośród około 100 zdjęć, jakie zrobiłam udało mi się wybrać tylko trzy, które dotykają świątecznego tematu. Nawet z lupą w ręku bardzo trudno było doszukać się śladu po świątecznych dekoracjach. W Indiach panuje przecież hinduizm, więc o przystrajaniu choinki nikt raczej nie myśli. Wszystko toczy się swoim zwyczajnym rytmem. Najlepiej obrazują to zdjęcia. 24 grudnia to dzień jak co dzień.  Mimo wszystko, tamte  Święta były zupełnie inne od każdych poprzednich. Czasem taka odmiana jest całkiem fajna!



Wnętrze kościoła katolickiego


Boże Narodzenie. Dzień jak każdy inny. 


To właśnie w tym kościele znajdowała się jedyna bożonarodzeniowa choinka, którą mieliśmy szansę zobaczyć w Indiach.





Portugalski kościół katolicki w Indiach


Nikt mi nie chce wierzyć, kiedy pokazuje to zdjęcie, ale tak wygląda  GANGES. Wyobrażenia o nim są zupełnie inne. 




Marta Srokowska





czwartek, 12 grudnia 2013

Subiektywny alfabet o Warszawie – Margerytka poleca (część 2/3)





I jak… Icount Robotyka


    Grupa pomysłowych zapaleńców pokazujących naukę w niecodzienny sposób. Pokazy i warsztaty robotyczne mają miejsce na Piknikach Naukowych jak i w miejscach tak nietypowych  jak Muzeum Marii Skłodowskiej-Curie, czy w Pałacu Prezydenckim. W czasie  zajęć dzieci mają okazję zaprojektować i zbudować z klocków Lego robota, który po odpowiednim zaprogramowaniu jeździ, świeci, umie omijać przeszkody na swojej drodze.  I frajda gwarantowana, nie tylko dla najmłodszych – sprawdziłam :)





J jak... Jelonki, Osiedle „Przyjaźń”


     W 1952 roku zapadła decyzja o utworzeniu osiedla przeznaczonego dla radzieckich budowniczych Pałacu Kultury i Nauki. Powstały dwa rodzaje domków: baraki zbudowane z materiałów z rozbiórki obozu jenieckiego Stalag I B "Hohenstein" koło Olsztynka (dla robotników) i domki jednorodzinne dla kadry. Część domków została sprowadzona z Finlandii, niejako „na wymianę” za węgiel, podobne domki pojawiły się więc głównie na Śląsku. Domki miały przetrwać maksimum 10 lat, tymczasem okazały się o wiele trwalsze: stoją do dziś, mieszkają w nich nie tylko studenci (aktualnie na osiedlu „Przyjaźń” mieszczą się przede wszystkim domy studenckie). Zaledwie 1/6 osiedla to zabudowania: wręcz „giną” one w zieleni. Na terenie osiedla znajdują się też takie miejsca jak klub „Karuzela”,  Czytelnia Naukowa nr VIII, Wypożyczalnia dla Dzieci i Młodzieży nr 29 i Wypożyczalnia dla Dorosłych i Młodzieży nr 38, a także budynek bemowskiego ratusza.





J jak... Japońskie wiśnie (za wydziałem polonistyki)


      „Wiśnie japońskie- Aby przyjaźń japońsko-polska wiecznie trwała” - taki napis można znaleźć na tabliczce przymocowanej do muru znajdującego się na tyłach Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Tuż obok rośnie kilka niepozornych drzew, które całą swoją urodę ukazują na przełomie kwietnia i maja: wtedy japońskie wiśnie obsypują się białymi i różowymi kwiatami, a na trawniku pod nimi odbywa się zupełnie jak w Japonii, święto podziwiania ich kwiatów, celebrowane piknikiem, w obecności przyjaciół i rodziny.
      Ofiarodawcą sadzonek drzew był Takashima Koichi, m.in. założyciel Fundacji im. Takashimy działającej przy Wydziale Japonistyki UW, wybitny człowiek, który zdążył zrealizować zaledwie część swoich planów.
      Jego brat, Takashima Kazuko, ufundował japoński pawilon herbaciany dla Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie.





K jak... Karma Coffe


     Miłe miejsce, szczególnie żeby wypić koktajl taki jak połączenie mleka, czekolady, bananów i… masła orzechowego (baaaaardzo sycące połączenie!), czy wszelkiego rodzaju koktajle owocowe, o kawie nie wspominając ;)





K jak… Kościoły charakterystyczne


      Z niektórymi warszawskimi kościołami wiążą się ciekawe historie.
Kościół pw. Narodzenia NMP na al. Solidarności jest znany z tego, że został nieco przesunięty, ponieważ uniemożliwiał wybudowanie trasy W-Z w takim kształcie w jakim została zaplanowana. Dlatego też pewnej nocy kościół został odcięty od fundamentów, wsunięto pod niego stalowe rolki i... został nieco przesunięty w miejsce w którym stoi do dziś. Przez pewien czas na jezdni był zaznaczony dawny kontur kościoła, jednak przy wymianie nawierzchni został zniszczony.
Więcej:  TU!
       Natomiast Kościół na ul. Długiej bywał Kościołem Pijarów, Soborem Najświętszej Trójcy (1834-1915) a następnie, do dziś Katedrą Polową Wojska Polskiego Najświętszej Marii Panny Królowej Polski.
      Wiele zmian wiąże się z miejscem, gdzie obecnie stoi Pałac Staszica. Najprawdopodobniej w tym właśnie miejscu stała w XVII wieku Kaplica Moskiewska nazywana też Grobowcem carów Szujskich, Został on wybudowany w latach 1820-1823 dla Królewskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Po rozwiązaniu Towarzystwa (wskutek powstania listopadowego) mieściła się w Pałacu siedziba Dyrekcji Loterii, a następnie gimnazjum męskie z internatem, zwane ruskim gimnazjum. W latach 1892-1893 przebudowano Pałac Staszica tak, że stał się Cerkwią św. Tatiany Rzymianki, a klasycystyczny wygląd przywrócono budowli w latach 1924-1926. W okresie międzywojennym Pałac Staszica był siedzibą m.in. Towarzystwa Naukowego Warszawskiego, Kasy Mianowskiego, Państwowego Instytutu Meteorologicznego, Instytutu Francuskiego, Muzeum Archeologicznego i Polsko-Amerykańskiej Izby Handlowej. Zniszczony w roku 1944, został odbudowany w latach 1946-1950, przekazano go Towarzystwu Naukowemu Warszawskiemu, a po jego likwidacji Polskiej Akademii Nauk.







K jak… Kubusia Puchatka (ulica)


      Mała, sympatyczna uliczka, która została wytyczona jako „odciążenie” Nowego Światu. Jej nazwa została wyłoniona w roku 1954 w konkursie rozpisanym wśród czytelników „Expressu Wieczornego”. Administracyjnie wszystkie budynki są przypisane do ulicy Wareckiej. Na tej małej uliczce kolejno działały kawiarnie: Cafe Lente, cafe Wiatraki, a aktualnie Mjut (w tym samym miejscu).





L jak... Lasy miejskie


     Warszawa jest jedną z niewielu europejskich stolic, w których lasy znajdują się w obszarze miasta i zajmują tak duże obszary. Obecnie lasy zajmują prawie 8 tys. ha a więc ok. 15% miasta, są podzielone na 27 kompleksów i w dużej części znajdują się na obrzeżach miasta. Warto dodać, że często biegi Pucharu Maratonu odbywają się właśnie w lasach na obrzeżach Warszawy: w Międzylesiu czy Wawrze. 





L jak… Limoni


     O lodziarni Limoni usłyszałam jakiś czas temu, jednak zawsze było mi nie po drodze by odwiedzić Saską Kępę (choć co prawda drugi lokal jest też na Mokotowie, jednak … Saska Kępa ma niewątpliwą przewagę: wielkość kulek, co przy cenie 4 zł za kulkę ma znaczenie).
Kusiły smaki lodów, których nie widziałam nigdzie indziej: słyszałam o tak nietypowych smakach jak buraczkowe, pomidorowe i czosnkowe, o naturalnych składnikach i o tym, że są po prostu pyszne. Tak więc w pewne wrześniowe popołudnie poszłyśmy z Pauliną sprawdzić na ile owe opinie są zgodne z prawdą. Oj są. Ja skusiłam się na lody rozmarynowe z sezamem i imbirowe, Paulina też na rozmarynowe z sezamem i marcepan. Mniam! Rozmarynowe mogłyby być odrobinę mniej słodkie, jednak były całkiem ok, a imbirowe smakowały świeżo startym imbirem, a jako że kocham tę przyprawę, zakochałam się również i w nich. Zdecydowanie było to udane  popołudnie.





Ł jak… Łazienki Królewskie


     Letnia rezydencja króla Stanisława Augusta. Zespół pałacowo-parkowy zajmuje aż 70 ha powierzchni, do najciekawszych jego zabytków można zaliczyć takie budynki jak: Pałac na Wyspie, Amfiteatr czy Stara Pomarańczarnia. Więcej: TU!











M jak... Maraton Warszawski


    W 1979 roku wystartował w Warszawie pierwszy Maraton Pokoju. Rok później na metę wbiegło 2209 zawodników i był to rekord przez długi czas nie do pobicia. W 1992 roku pojawiła się nazwa Maraton Warszawski. W 2002 organizatorzy ogłaszają, że kolejny Maraton się nie odbędzie. Sami biegacze błyskawicznie się organizują i po raz kolejny maratończycy mają okazję przebiec ulicami Warszawy. Krótko później powstaje Fundacja Maraton Warszawski i „przejmuje pałeczkę: organizatora Maratonu, a także licznych innych imprez biegowych. W  2003 roku po raz pierwszy na imprezie pojawiają się Pacemakarzy. Dwa lata później Maraton wbiega do Śródmieścia, biegacze biegną ulicą Marszałkowską. W 2010 roku po raz ostatni biegacze finiszują na Placu Zamkowym, który przestaje mieścić taką liczbę biegaczy. W 2012   metą Maratonu Warszawskiego jest  płyta Stadionu Narodowego.



M jak… Między Słowami


    To, wbrew pozorom, nie tylko tytuł filmu z Billem Murrayem i Scarlet Johanson (ang. Lost in Translation), ale również nazwa przytulnej kawiarni znajdującej się na ulicy Chmielnej. Zresztą, zbieżność nieprzypadkowa: w kawiarni wisi plakat z tego właśnie filmu. Mimo, że tak blisko centrum, niełatwo tam trafić, chyba że się wie, w którą bramę zboczyć i gdzie skręcić. A zawitać tam warto, tak latem jak i w chłodniejsze miesiące. Latem zdarzyło mi się tam pić pyszny koktajl czekoladowo-bananowy, a zimą herbatę Między Słowami czy za namową mojego kolegi rooibosa pomarańczowego z mlekiem (na początku się wzbraniałam, jednak zupełnie niepotrzebnie).





M jak… Mjud


      Na urokliwej ulicy Kubusia Puchatka od jakiegoś czasu brakowało takiego właśnie miejsca. Dawniej była tu przesympatyczna kawiarnia. A od dłuższego czasu nie było nic. Ostatnio pojawił się Mjud.
     Trafiłyśmy tam pewnego razu z Basią, trochę wiedzione sentymentem, trochę ciekawością.
Miły wystrój, sympatyczna obsługa, jasne wnętrze i nienachalna muzyka zrobiły swoje więc zostałyśmy tam trochę, a zapewne jeszcze kiedyś wrócimy, by bliżej poznać to miejsce.





N jak…Nekropolie


     Najbardziej znanym cmentarzem Warszawy bez wątpienia są Powązki Cmentarz Komunalny i Powązki Cmentarz Wojskowy. Można tu znaleźć miejsca wiecznego spoczynku wielu znanych osób jak choćby Leopolda Staffa, Marii Grzegorzewskiej, Stanisława Dygata i Kaliny Jędrusik czy chociażby Jana Kiepury. Jednak należałoby wspomnieć również o miejscach takich jak Cmentarz Karaimski, Cmentarz Ewangelicko-Augsburski, Cmentarz Prawosławny, Cmentarz Żydowski, Cmentarz Wojenny Żołnierzy Radzieckich, czy Cmentarz epidemii cholery 1872-1873, niedawno odrestaurowany.


Powązki Cmentarz Komunalny

Powązki Cmentarz Wojskowy

Cmentarz Żydowski

Cmentarz Prawosławny



N jak… Niewidzialna Wystawa


      Zastanawialiście się kiedyś, jak by było być niewidomym, stracić wzrok? Jest jedno miejsce, gdzie można się przekonać jak czuje się niewidoma osoba, jak funkcjonuje w świecie, gdzie zmysł wzroku zdaje się być taki ważny. To miejsce to Niewidzialna Wystawa.
     Sam pomysł zrodził się podobno z... miłości kobiety, której mąż stracił wzrok. Tak bardzo chciała zrozumieć i poczuć jak czuje się on, że zaciemniła całe mieszkanie. Od 2007 roku w Budapeszcie działa Niewidzialna Wystawa, od 2011 w Pradze, obie cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem.  Od grudnia 2011 Niewidzialną Wystawę można zwiedzać również w Warszawie.
      Podzielona jest ona na dwie części: widzialną, prezentującą przedmioty codziennego użytku, ułatwiające życie osobom niewidomym i „niewidzialną”, angażującą wszystkie zmysły (poza wzrokiem oczywiście), po której oprowadzają niewidomi przewodnicy. Moja reakcja tuż po znalezieniu się w absolutnej ciemności? Myśl: desperacko chciałabym COŚ zobaczyć, coś na czym zaczepi się mój wzrok, choćby na moment, panika. Moja reakcja po wyjściu z Niewidzialnej Wystawy? Myśli, pojawiające się przez resztę dnia: jak dobrze, że widzę, jakie to byłoby okropne nie móc zobaczyć tego koloru, światła. Efekt bardziej długofalowy:  zaczęłam doceniać wszystkie zmysły, czyjś kolor oczu, ton głosu, czy zapach zieleni po deszczu.






Margerytka


Wejdź na blog autorki: