Czerwone neony w wąskich uliczkach amsterdamskiej starówki. W przeszklonych
drzwiach stoją w seksownej, bardzo skąpej bieliźnie – one – władczynie
Dzielnicy Czerwonych Latarni.
Na pierwszy rzut oka to szemrane
klimaty, ale… po co zabraniać i sankcjonować fenomen, który był, jest i będzie
obecny na tym świecie. Wychodząc z tego założenia, Holendrzy – nacja na wskroś
racjonalna – uprawomocnili prostytucję. Dzięki temu jest ona pod kontrolą, a
prostytutki - podatniczki wyszły z szarej strefy i mogą w majestacie prawa
emanować w czerwonym blasku swych witryn.
W RLD (Red Light District)
jest tłoczno, szczególnie po zmroku. To głównie turyści – ilu z nich zostaje
klientami oferujących swe usługi pań – nie przeprowadzałam ankiety. Ale RLD na pewno w dużej mierze funkcjonuje
jako atrakcja turystyczna, spotyka się tu nawet rodziny z dziećmi, zwiedzające
dzielnicę jak kolejne muzeum. Zresztą RLD,
to nie tylko „panienki”, to także spora liczba sex-shopów w asortymencie
mających wszelkiego rodzaju erotyczne akcesoria, filmy, gadżety, pamiątki.
Topografię RLD można by upraszczając,
sprowadzić do powtarzalnej prostej sekwencji: sex, bar, wc, sex, wc ,sex, bar,
sex itd. Hulaj dusza! Kwestia smaku i potrzeb, a te na pewno są zróżnicowane –
bądźmy więc otwarci. O czym jednak warto pamiętać, to że pomimo faktu, iż
Dzielnica Czerwonych Latarni mocno zaznacza się w wizerunku miasta, RLD to nie cały Amsterdam, a Amsterdam to nie cała
Holandia.
Duża część Holendrów to ludzie
otwarci i liberalni, ale zdarzają się również i tacy, którzy zadają sobie
to pytanie: „Ale … czy tym paniom się to
podoba?”.
Marta LePiano
Muzeum Erotyki |
Jedno z okien Dzielnicy Czerwonych Latarni |
Sklep z ... "pamiątkami" |
© Pictures of Amsterdam courtesy of : http://www.amsterdam.info/
alleluja! Otóż to: "Amsterdam to nie cała Holandia!"
OdpowiedzUsuńPodobnie chyba jak Warszawa, nie jest dobrym obrazem Polski, Ateny - to raczej nie Grecja i tak można wyliczać dalej:)
Usuń