...czyli niezbędny dodatek do kolorowych, pachnących i pysznych wypraw.

piątek, 25 października 2013

Kibuc






       Kibuc - urzeczywistnienie utopii?        

     O kibucu pierwszy raz usłyszałam dobrych kilka lat temu. Może na początku moich studiów, kiedy dowiedziałam się, że córka znajomych moich rodziców spędziła kilka miesięcy w Izraelu, właśnie w kibucu. Niewiele wiedziałam wtedy o Izraelu, a tym bardziej o kibucu i jego idei. Ale to dosyć tajemniczo brzmiące obce słowo nie dawało mi spokoju. Zaczęłam szperać w literaturze. Wyłaniał mi się obraz nie tyle idylliczny, co wręcz nierzeczywisty. Czy może istnieć struktura idealna, samowystarczalna i będąca spełnieniem marzeń o utopii? Nie znałam wtedy odpowiedzi na wiele pytań. Ale ta fascynacja była niezwykle pociągająca. To tak, jakby ktoś chciał poznać tajemniczy ląd, odkryć nieznane kontynenty i dotrzeć na koniec świata. Ten sam motyw kieruje, tak myślę, podróżnikami, którzy odkrywają nieznane miejsca. To był ten imperatyw, który spowodował, że wiele miesięcy swego życia spędziłam w kibucu. Czy to daje prawo do opisania otaczającej nas rzeczywistości? Nie wiem. Ale ktoś kiedyś napisał, że czasami krótki pobyt daje więcej spostrzeżeń niż wieloletnie bytowanie. Załóżmy, że to prawda.



        Pomarańcze, cytryny i ... odgłosy strzałów z karabinów

       Dokładnie trzy lata temu pierwszy raz stanęłam na ziemi Izraela. Było to 4 marca. Polskę opuszczałam otuloną śniegiem (spadł niespodziewanie w dniu mojego wyjazdu), a Izrael przywitał mnie ciepłą piękną pogodą, cytrynami na drzewach i wodą morską, w której można było zamoczyć nogi. Kiedy dotarłam do kibuca poczułam się jak na wakacjach. Piękne niebieskie niebo, białe domki przypominające wakacyjne bungalowy i porozstawiane skrzynki z pomarańczami i cytrynami. Każdy mógł sięgać po nie i brać do woli. Jedyna różnica polegała na tym, że w takich pięknych miejscach raczej nie słychać latających co jakiś czas nad głową samolotów odrzutowych. Patrolujące niebo samoloty wyróżniały to miejsce od innych. No i nikt w pierwszych chwilach w nowym miejscu raczej nie uczy cię gdzie się chować przed rakietami, albo jak reagować na widok żołnierzy czy strzałów karabinowych. Ale to jest  wyznacznikiem tego miejsca i współcześnie i historycznie. To miejsce konfliktów i wojen prowadzionych już od lat.



Święta w kibucu odbywają się na dworze. Na zdjęciu jestem ja oraz wolontariusze z Niemiec, Korei i Ekwadoru.



      Świat, w którym nie ma pieniędzy


      Pierwsze wrażenia. Supermarket. Taki jak wszędzie na świecie. Różnica, iż nie musisz płacić pieniędzmi. Możesz, ale nie musisz, jeżeli jesteś mieszkańcem kibucu. To co kupisz odliczają ci później z pieniędzy, które zarabiasz. Wygoda, ale i pułapka. Musisz pamiętać ile wydałeś bo łatwo się przeliczyć. Stołówka obsługująca wszystkich mieszkańców (oczywiście tylko tych, którzy chcą tego, bo można obecnie gotować sobie samemu w domu) taka jak nowoczesne jadłodajnie w kampusach uniwersyteckich. Lada, tace, osoby z obsługi, które podają to co sobie wybierzesz i kasa, która ci nalicza opłatę podobnie jak supermarkecie. Miejsce, które jak się później okaże jest też miejscem na wspólne uroczystości prywatne i wspólnotowe, to jest organizowane przez kibuc dla wszystkich z okazji świąt lub innych oficjalnych uroczystości. Inne przybytki to przedszkole, szkoła, mała klinika lekarska, pralnia, pub, fabryka produkująca części do samochodów wojskowych i wiele wiele hektarów pól uprawne z budynkami gospodarczymi dookoła. Aha, i co ważne: basen, korty tenisowe, siłownia, boiska do koszykówki i piłki nożnej. Jest też poczta. Poczta to tak naprawdę jedna osoba, ale wszystko u niej można załatwić na tej samej zasadzie co w supermarkecie i stołówce. No i to co wyróżnia to miejsce od innych podobnych mu - bunkier, a raczej jak się później dowiem liczne bunkry. Wszystkie te przybytki obsługują około 400 osób.
       Mam wrażenie, że jestem w państwie doskonałym, samo obsługującym się i samo wystarczalnym. Praca rozpoczyna się o 8:00 rano, później o 12:00 godzinna przerwa na lunch i kończy się o 16:00. W odróżnieniu od Polski, w pracy są liczne przerwy na kawę lub papierosa. Ale też rytm jest elastyczny i uzależniony od wykonywanej roboty. Przy uprawach w polu często do późnych godzin nocnych lub nawet w nocy przy reflektorach. Czasami widzę zmęczonych traktorzystów i kombajnistów wracających do domu rankiem zwłaszcza gdy zaczynają się upały i w dzień jest po prostu za gorąco, żeby pracować.



Typowy domek w kibucu



       Kiedyś była tu pustynia...

     Kibuc ma kształt owalny. Otoczony jest podwójnym płotem z drutem kolczastym z zabronowanym pasem pomiedzy, a wjeżdża się do niego przez bramę na noc zamykaną. Skądinąd każdy może ją sobie otworzyć, trzeba tylko znać kod. To wszystko ze względów bezpieczeństwa. Wewnątrz są alejki asfaltowe, dużo drzew i krzewów, jest dużo zieleni i kwiatów, piękne w stylu angielskim trawniki. Domki, które wyglądają jak wakacyjne bungalowy, są większe i mniejsze. Większe dla większych rodzin, mniejsze dla mniejszych lub osób samotnych. Wszystkie generalnie bardzo skromne w porównaniu do chociażby polskich. Z różnych przyczyn to wynika. Generalnie z klimatycznych, kulturowych i pragmatycznych. Klimatycznych bo nie muszą mieć grubych murów, nie muszą być odporne na niskie temperatury, kulturowych bo wszystkie w tym rejonie świata generalnie są białe (biel odbija światło słoneczne), proste w kształcie, przypominające pudełka, najczęściej parterowe i bez żadnych zbędnych ozdób. Co najwyżej mają okiennice na zewnątrz. Pragmatycznie budowane bo wszyscy nauczyli się tutaj cenić pracę, a nie przedmioty. To wszystko co nas dzisiaj otacza powstało ciężką pracą. Przed powstaniem kibuca była tutaj pustynia. Nic nie rosło, co najwyżej okazjonalnie raz do roku pojawiało się trochę zieleni w porze mokrej, która po nastaniu lata zaraz znikała. Więc trzeba było wykopać studnie (dzisiaj wodę przesyła się rurociągami), nawodnić teren i uczynić tą ziemię przyjazną człowiekowi. Więc otoczenie stało się ważniejsze od miejsca zamieszkania. Dzisiaj kibuc otoczony jest gajami pomarańczowymi, cytrynowymi, polami, na których uprawia się orzeszki ziemne, ziemniaki, pomidory i co tylko ziemia urodzi. Co starsi mieszkańcy pamiętają, iż na początku mieszkali w namiotach. Więc komfort ścian, klimatyzacji, bieżącej wody, kanalizacji, telefonu, dzisiaj i internetu oraz TV satelitarnej jest ważniejszy niż wysokie i drogie domy. Jest to bardzo praktyczne podejście do życia. No i idea, która była na początku... Na początku wszystko było wspólne, w sensie dosłownym. Więc wyróżnianie się nie leżało w naturze kibucnika. Wszyscy mieli takie same, niczym nie różniące się domy. Wszyscy byli podobnie ubrani, w proste, luźne ubrania, które nie odróżniały kobiety od mężczyzny. Dzisiaj oczywiście wszystko się zmieniło lub powoli się zmienia, ale takie były prapoczątki.



Pralnia



      Czy wiesz jak rosną orzeszki ziemne?

     Kibuc, w którym mieszkam ma zaledwie 64 lata. Wielu dzisiejszych mieszkańców go budowało. Wielu przyjechało tu z rodzicami, a i wielu już tu się urodziło. Pani Adva, jedna z mieszkanek, pochodzi z Francji. Pracuje ze mną w pralni, wygląda na 100 lat, pewnie ma 80 parę. Często prosi mnie o nawleczenie nitki na igłę. Przyjechała tu jako młoda dziewczyna w 1953 roku. Elegancka, modnie ubrana zgodnie z paryskim szykiem. W walizce perfumy i bielizna pościelowa z wyhaftowanymi przez jej mamę inicjałami. Na miejscu po przyjeździe wszystko musiała oddać. Bo pierwsi kibucnicy  nie mieli nic własnego. Wszyscy zgodnie z ideą mieli być równi, a przez to wolni i mieli tworzyć nowy wspaniały świat. Paryskie mieszkanie rodziców zamieniła na namiot stojący na pustyni. W jednym z nielicznych, ówcześnie drewnianym budynku, stołówce poznała swego przyszłego męża, który kręcił nosem nad unoszącym się jeszcze zapachem jej perfum. Tu one niczemu i nikomu nie służyły. Tu był za to trud, pot i niewygody. Praca przy prostych rolniczych narzędziach, tyle że przez wiele miesięcy pod męczącymi promieniami słońca. Dzisiaj w uprawach pomagają Tajowie, którzy przyjeżdżają tutaj do pracy z odległej Tajlandii. Mieszkają oni w swoich domach poza kibucem.
Kiedyś praca była naprawdę ciężka, nie to co dzisiaj - powiada niewiele starszy ode mnie sąsiad, mieszkaniec kibuca, traktorzysta i kombajnista, który pracuje równie ciężko ale w klimatyzowanej kabinie z muzyką grającą z radia.  Dodaje, że najważniejsza jest organizacja pracy. Uprawy przygotowuje się tak. Najważniejsza jest ziemia. Kiedyś sadziło się, zbierało plony a potem trzeba było pole zostawić by ziemia się odrodziła. A teraz nasz kibuc połączył się z dwoma innymi i mamy ogromne pola. Na jednych polach zbiera się plony, na drugich sadzi. A więc zbiory są przez cały rok. No i oczywiście wszystko jest zmechanizowane.
Mój szef z kibucowej stołówki, przyjechał tu w 1988 roku również z Francji, z Paryża, z ciekawości jak mówi, na chwilę. Był profesjonalnym tancerzem, tańczył modern jazz. Przyjechał w styczniu a od września miał być w już Nowym Jorku, gdzie dostał stypendium do szkoły tańca. Został tu na stałe. Pracuje w kuchni, która obsługuje stołówkę. Jest jej szefem. Wiesz jak rosną orzeszki ziemne? – zapytał mnie kiedyś. Jak przyjechałem tu, to myślałem, że rosną na drzewach – odpowiedział za mnie. Do Francji już nie tęskni, bo tu jest jego dom. Tylko jedna z córek mówi po francusku. W czasie przerwy na kawę opowiada mi, trochę refleksyjnie, że kibuc się zmienia. Jeszcze 8 lat temu był w dawnym typie. Wszystko w stołówce i w sklepie, w pralni i pubie było za darmo. Śniadania, obiady i kolacje codziennie. Każdy mógł przyjść i brać co sobie chce. Ale jak za darmo to ludzie zamiast 3 kg ziemniaków na obiad, brali 20 kg i życie wymusiło zmiany. Kiedyś za elektryczność płacił za wszystkich kibuc i ludzie nie oszczędzali, więc teraz przyjęto inne rozwiązanie (kryzys dotyka wszystkich i wszędzie). Kwotę pieniędzy przeznaczoną na ten cel dzieli się na wszystkich kibucników i wychodzi po 300 szekli (około 330 zł) miesięcznie na rodzinę. Więc jak ktoś oszczędza to wyda 200, a 100 zostaje mu w kieszeni. A jak nie oszczędza to musi dopłacić z własnej kieszeni. Tylko woda jest dla wszystkich za darmo. I to jedna z ostatnich pozostałości po dawnych czasach. Mając jeszcze świeże spojrzenie mówi, że kibuc jako miejsce gdzie wszyscy są równi, oferuje tę równość dzisiaj tylko na podstawowym poziomie. Wielu ma rodziny poza kibucem więc zdarzają się spadki, dziedziczenia, darowizny, dodatkowe pieniądze z najmu domów i mieszkań poza kibucem czego efektem jest to, że są biedniejsi i bogatsi, i złamana została zasada równości. Ludzie zaczynają gadać za plecami i zazdroszczą sobie wzajem, czemu ten ma taki samochód, a ten nie ma itd.



Stołówka



        Lepsza organizacja wymaga zmian

     Można tu dodać, iż po raz pierwszy  zasadę równości wspólnoty kibucowej złamały pieniądze jakie otrzymali kibucnicy z reparacji wojennych i odszkodowań za straty i krzywdy wyrządzone przez Niemców Żydom podczas II wojny światowej. Do tego doszły emerytury i renty wypłacane przez państwo niemieckie. W kibucach stosowano różne sposoby  zagospodarowywania tych pieniędzy. Decydowała o tym wspólnota. W niektórych pieniądze  trafiały do wspólnej kasy i były wydawane na wspólne potrzeby. W innych trafiały na osobiste konta i podlegały dziedziczeniu. Bywały i takie sytuacje, iż ludzie rezygnowali ze wspólnoty nie chcąc poddać się decyzji większości i chcąc zachować te pieniądze dla siebie i swoich najbliższych. W moim kibucu za pieniądze z odszkodowań niemieckich wybudowano basen i pozostałe urządzenia sportowe.
Innym przykładem tych zmian jest stołówka, w której pracuję. Od kiedy pojawił się nowy szef, zaczęto organizowac przyjęcia, wesela i catering dla pracowników różnych firm i deficytowe wcześniej przedsięwzięcie, do którego kibuc dopłacał rocznie ponad 300 tysięcy szekli stało się dochodowe i osiąga zysk na poziomie 80 tysięcy. Jest lepsza organizacja pracy, pracownicy lepiej zarabiają, sala jest wynajmowana na prywatne potrzeby, sprzedają swe usługi na zewnątrz i kupują produkty tam gdzie taniej (nasz kibuc słynie z uprawy ziemniaków, ale ziemniaki kupują gdzie indziej bo są tańsze). Efektem tych zmian jest posiadanie przez stołówkę samochodu. To nowość od kilku lat. Kiedyś wszystkie samochody należały tylko do kibuca. Tu trzeba koniecznie dodać, że kibuc nadal posiada własne samochody, które członek kibuca może sobie wynająć za drobną opłatą. Chcąc wynająć po prostu trzeba zapisać się na listę podając termin, w którym chciałoby się z niego skorzystać. Ale  niektórzy posiadają już własne.



       Ale... czym właściwie jest "kibuc"?

Historycznie rzecz biorąc kibuce to gospodarstwa rolne, w których ziemia i środki produkcji były własnością wszystkich członków. Wywodzą się one z żydowskiego ruchu syjonistycznego i socjalistycznego, którego celem było stworzenie nowego człowieka poprzez ciężką pracę na roli i obronę wspólnoty. Pierwsze powstały na początku XX wieku utworzone przez emigrantów z Europy. Wybierano komitet, równo dzielono obowiązki i prawa, ale najważniejsze, że przynależność do kibuca była i jest dobrowolna. I dzisiaj mieszka w nim wielu, którzy nie są jego członkami.
Znamieniem czasu jest odstąpienie od wspólnego wychowywania dzieci. Kiedyś wszystkie dzieci w kibucu wychowywały się razem. Były separowane od rodziców i przebywały od dzieciństwa oddzielnie. Pod okiem wychowawców się bawiły i uczyły, aż gotowe były do podjęcia pracy. Ten czas już minął. Noa, moja starsza znajoma, wspomina ze smutkiem, że najgorszy okres w kibucu miała kiedy oddała dzieci i wychowywały się bez niej, poza domem. To było nie do wyobrażenia – mówi mi dzisiaj. Teraz już bym tak nie zrobiła. Nigdy  nie mogę sobie tego wybaczyć – dodaje.
Dzisiaj dzieci wychowywane są w domach z rodzicami. Oczywiście, ci którzy pracują mogę korzystać z przedszkoli na podobnych zasadach jak w Polsce. Do szkół chodzi się w kibucu lub dojeżdża do innego w zależności od rodzaju szkoły. Dowożą autobusy. Dzieci zaś od małego uczone są szacunku do pracy. Każdą wolną chwilę poświęcają na pracę albo dla swojej rodziny albo na rzecz kibucu wykonując różne drobne użyteczne prace.



        Na czym zarabiać może kibuc?

     Z informacji, które zbieram od znajomych lub znajduję w tutejszej prasie wynika, że kibuce się rzeczywiście zmieniają. Coraz więcej kibuców żyje, i to bardzo dobrze, z produkcji różnych współczesnych gadżetów lub sprzedaży różnych usług. Przykładem kibuc Beeri, w którym produkuje się karty płatnicze VISA i czeki bankowe. Inny jest słynny na całym  świecie z dobrej szkoły tańca. Przyjeżdżają do niej ludzie z całego świata zostawiając spore pieniądze.  Trzeba się zapisywać i czekać w kolejce na wolne miejsce. Kibuce wynajmują dla mieszczuchów domy na zasadzie: chcesz posmakować życia na wsi, przyjedź do nas. Jeszcze inne stały się dobrym miejscem do zamieszkania dla osób, które pracują w mieście. Jeżeli ktoś lubi ciszę, uporządkowaną egzystencję, bezpieczeństwo i bezpośredni kontakt z przyrodą to wybierze kibuc. Ale większe pieniądze to problemy dla takich małych społeczności. Bo po zaspokojeniu wszystkich potrzeb duchowych i fizycznych dalej pozostają pieniądze, które zaczynają dzielić ludzi bardziej niż cokolwiek innego. Trzeba sobie z tym radzić. Funduje się więc różne stypendia, przyznaje różne dodatki ale i tak pojawiają się pytania o sprawiedliwy podział. Zawsze znajdzie się ktoś niezadowolony.



       Współczesna alternatywa

A więc każdy znajdzie coś dla siebie. Wydaje się, że mimo wszystkich problemów współczesnego świata i kryzysów, idea kibuca żyje i ma się dobrze. Jak mówi najbardziej znany na świecie pisarz izraelski Amos Oz w rozmowie dla polskiego radia TOK FM: „(…) w kibucach mieszka dzisiaj więcej osób niż kiedykolwiek wcześniej”. I dalej: „Kiedy rozglądam się wokół - czy to w Tel-Awiwie, czy w Warszawie - widzę, że zbyt wielu ludzi pracuje ciężej niż powinni. Robią to, żeby zarobić więcej niż rzeczywiście potrzebują, kupić rzeczy, których nie potrzebują, aby zaimponować ludziom, których właściwie nie lubią. Nie ma się co dziwić, że niektórzy szukają alternatywy”.
A co z uproszczeniami, zwłaszcza w Polsce, dotyczącymi kibuców, iż przypominają sowieckie kołchozy? W odróżnieniu od sowieckiej ideologii, która stworzyła kołchozy i przy ich tworzeniu zastosowała przymus i terror, wybór życia w kibucu był zawsze wyrazem wolnej woli człowieka. A więc nie przymus tylko ludzka wola. I ona zwyciężyła powodując, że kibuce (wprawdzie zmienione) ale dalej funkcjonują znajdując swoje miejsce na mapie współczesnego Izraela i świata. I jeżeli nawet stoją na rozdrożu, to jest to takie miejsce „po środku”, między tym co było kiedyś, a tym co jest dzisiaj i będzie jutro, między wspólnotą a kapitalizmem. Doświadczenie nie podobne do żadnego innego na świecie.







Maria Radek




Odwiedź blog autorki!








poniedziałek, 7 października 2013

Ciasna kitka kontra swobodne upięcie





      Dajmy włosom wolność, a odwdzięczą się spontanicznym szykiem!

    Zauważyłam to stojąc na światłach w korku rowerowym – takie zdarzają się w centrum Amsterdamu częściej niż samochodowe. Co sprawia, że Holenderki mają taki look? Włosy! A raczej to, jak się z nimi obchodzą. Zamiast zaczesywać, przylizywać, spinać, dyscyplinować spinkami i wsuwkami, raz, dwa : luźne upięcie, najlepiej zwykłą klamrą. Tu trochę opada, tam fantazyjnie odstaje, tu jakiś kosmyk, tam jakieś pasmo i… efekt imponujący. Mówiąc wprost przylizana kitka wygląda nazbyt grzecznie, a przede wszystkim brakuje jej pewności siebie. Luźne upięcie zaś idzie przebojem! A i grzywą można czasem zarzucić i dodać sobie animuszu. Polecam!










Przed wizytą w Amsterdamie…

...i po! ;)))




Marta LePiano